Piosenki

środa, 30 kwietnia 2014

VI - Za dużo różu, tortów, transparentów i stanowczo za dużo życzeń...


Dla Ady, z którą ostatnio nie mogę się 
zdzwonić :C



    Pierwsze kilka dni w Siedzibie przebiegło całkiem szybko. Poznałam wielu ciekawych ludzi takich jak na przykład Lucy od Hefajstosa, Sherry od Selene lub chłopaka Diany Rey'a od Demeter. Byłam tu raptem dwa tygodnie a już zdążyłam się z niektórymi zaprzyjaźnić, jednak najlepiej dogadywałam się z Dianą. Nie zawracałam sobie głowy Chrisem i jego zmiennymi humorami. Mogło by się wydawać że jego nastroje zależą od pogody, co z resztą było bardzo prawdopodobne biorąc pod uwagę że był synem Apolla - boga słońca ( i haiku pff... ). Wszystko było dobrze, aż do pewnego meeeeeega pechowego dnia. A konkretnie szesnastego listopada.

- Savi. - Usłyszałam i poczułam jak ktoś trąca mnie w ramię. - Wstawaj Savi.
- Sio! Jest środek nocy .... - jęknęłam w poduszkę i przewróciłam się na drugą stronę.
- Savreen Valent! Wstawaj ale już! - Och... aha... Cześć Diana.
- Nie używaj na mnie tej cholernej czaromowy! - warknęłam i mimo woli usiadłam na łóżku. Przeczesałam rozpuszczone włosy ręką i spojrzałam na przyjaciółkę. - Jak już mówiłam, jest środek nocy!
  A ona co? Najzwyczajniej w świecie wybuchnęła śmiechem i usiadła na brzegu mojego łóżka.
- Wiesz który dzisiaj? - spytała.
- Nie.
- Środa, szesnastego. - odparła i uśmiechnęła się szeroko. Coś mi to mówiło ale co?...
- Nosz cholera! - jęknęłam - teraz to ja już na pewno nigdzie się nie wybieram!
- Czekam na dole. - powiedziała Diana i wyszła z pokoju.
- Powiedziałam nie! - krzyknęłam w stronę drzwi.
Podeszłam do szafy i wygrzebałam z niej moje ukochane ciemno szare dresy i białą podkoszulkę na ramiączkach. No i co że urodziny? Nie muszę się stroić, nie ja chciałam imprezę więc sorry. Albo idę tak albo wcale.
     Ruszyłam do łazienki aby troszkę się odświeżyć.




   Byłam już w pełni ubrana i naszykowana ( jeśli można tak nazwać totalne zero makeapu i związanie włosów w kucyka ), ale postanowiłam nie schodzić jeszcze na dół. Odniosłam piżamę do pokoju i już miałam wychodzić gdy spostrzegłam na łóżku małe pudełeczko. Podniosłam je i otworzyłam. W środku był prześliczny naszyjnik w kształcie serca. Była także karteczka na której napisano tylko jeden jedyny wyraz. Forgive*. Założyłam go, włożyłam pod koszulkę i ruszyłam na pewną śmierć (czyt.; imprezę wyprawianą przez Dianę ;] ).




   Weszłam do salonu i zamurowało mnie. Pełno kolorowych balonów, wielki transparent z napisem "Happy Birthday" i ogromny kilku piętrowy tort. No tak.Cała Diana, bo jak robić imprezy to z rozmachem. Byli tam wszyscy, no prawie... Nie było jednej osoby ale nie przejęłam się tym jakoś szczegulnie. Gdybym tylko była na jego miejscu też bym nie przyszła. Nawet na swoim nie miałam na to ochoty. Od tego całego różu było mi niedobrze.
- NIESPODZIANKA!



     Wszyscy po kolei mnie ściskali i dawali prezenty i byłam im na prawdę wdzięczna, za to jak się napracowali ale po jakiejś godzinie nie wytrzymałam i powiedziałam że idę się położyć bo boli mnie głowa a oni niech bawią się dalej. Tak na prawdę gdy tylko zniknęłam za zakrętem skierowałam się w stronę sali do ćwiczeń. Były tam rozmaite manekiny, zbroje i bronie ale ja wzięłam tylko spiżowy hełm i miecz ze stygijskiego żelaza**. Cały czarny i cały mój ( XD ). Podeszłam do obracającego się manekina, parowałam i cięłam dopóty dopóki mój przeciwnik nie rozpadł się na kilka części. Sięgnęłam po wodę ale nie było jej tam gdzie ją zostawiłam.
- Tego szukasz? - Ten głos wszędzie bym rozpoznała. Niesamowicie irytujący i niesamowicie wkurzający. Postanowiłam jednak się nie kłócić i bez słowa zabrałam mu butelkę. - Wszystk...
Nie dałam mu skończyć. Przytknęłam ostrze mojego miecza do jego szyi.
- Dobrze ci radzę, nie kończ. - powiedziałam i zabrałam miecz. - Jak ktoś jeszcze raz złoży mi życzenia to chyba się na niego porzygam. Za dużo różu, tortów, transparentów i stanowczo za dużo życzeń... - westchnęłam, zdjęłam hełm i osunęłam się po ścianie. Chris usiadł obok i zaczął rozmowę. Nawet nie zdążyliśmy się pokłócić bo pomieszczeniem nagle wstrząsnęło. Słychać było czyjeś krzyki:
- ATAKUJĄ SIEDZIBĘ!!!
Zerwaliśmy się na równe nogi.





#Jestem w środę? Jestem w środę. Zapraszam do komentowania.


*Forgive - Wybacz.
**Miecz ze stygijskiego żelaza - Savi posiada taki sam miecz jak Nico di Angelo

















piątek, 25 kwietnia 2014

V - Jestem Córką Afrodyty, Będę Denerwować Savi Neonowymi Gaciami


    Hahaharahaha powracam z nową nocią już dziś ;* bo kolejna prawdopodobnie dopiero w środę :/ Wiem, wiem to dużo czasu ale cały weekend mam już zaplanowany a w tygodniu mam za dużo nauki i nie wyrobię się z nowym rozdziałem :C. Podczas majówki znów będę pisać częściej lecz kiedy wrócę do szkoły rozdział będzie się pojawiał raz w tygodniu ale za to będzie dużo dłuższy ;] . Czo taka mała dziś aktywność? :/

Pragnę wam przypomnieć że
Dziś mija tydzień od założenia bloga :*
I am very happy! :D
Dziękuję za ponad 500 wejść i przeszło 3200 wyświetleń na moim koncie Google,
z tej okazji rozdział dedykuję wszystkim którzy pojawili się tu choć raz :D

   Zapraszam również do głosowania w Ankiecie. Zapraszam serdecznie do czytania :*








   Od samego początku zakochałam się w tym wnętrzu. Trzy ściany były szare ( no bo przecież nie różowe ), na jednej była szaro-biała tapeta.  Większą część pomieszczenia zajmowało łóżko, dokładnie naprzeciwko którego znajdował się ogromny telewizor plazmowy z podświetleniem zmieniającym kolory. Po lewej stronie łóżka stała przestronna biało-czarna szafa. W kącie stała gitara akustyczna. Całości dopełniała szafka nocna i kilka kolorowych dodatków. Był tam również mały regał z książkami, a na ścianie na której wisiał telewizor namalowane były sylwetki gitarzystów. ( - Patrz zdjęcie na dole posta - ). W prawdzie nie było tu za dużo czerni ale i tak mi się podobało. Z resztą to ze jestem córką Hadesa nie zobowiązuje mnie do ciągłego bycia Emo, a że lubię ten styl to co innego.
  Z rozmyślenia wyrwało mnie ciche chrząknięcie.
- Podoba ci się? - spytała Diana.
- Jest cudowny.. - powiedziałam zachwycona, szeroko się do niej uśmiechając. 
- Pokój przystosowuje się do pomysłu pierwszej osoby która do niego wejdzie. Ty byłaś tu pierwsza i powiem ci, że jak na gotkę smutaskę która całe życie spędziła na cmentarzu to masz całkiem niezły gust. - zaśmiała się a ja jej zawtórowałam.
   Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów zaśmiałam się całkiem szczerze.... Stop! Robi się ckliwie!
- Masz już w pełni wyposażoną szafę, sama wybierałam dla ciebie te ciuchy kiedy spałaś. - powiedziała dziewczyna, najwyraźniej bardzo z siebie zadowolona. Uśmiech w jednej chwili zszedł mi z twarzy. Mam chodzić w czymś co ona mi wybrała?! Oh, oczywiście nie zrozumcie mnie źle. Diana ma świetny gust, ale jej gust i mój gust to nie koniecznie to samo. Ona jest córką Afrodyty, lubi świecidełka i wysokie obcasy, a to zupełnie nie są moje klimaty. Ja lubię czerń. Dużo czerni. Podkoszulki na ramiączkach, rurki i glany ewentualnie trampki, więc chyba się nie dogadamy. - Spokojnie - zaśmiała się. - Ta głupia koza....eee znaczy się Ashley pomagała mi wybierać.
   Hah widać było na kilometr że te dwie za sobą nie p r z e p a d a j ą - delikatnie mówiąc, ale odetchnęłam z ulgą. Nie licząc tego rażącego czerwonego koloru i napisu "Team Ares" bardzo podobał mi się styl Ashley.
 - Jest tylko jeden minus. Siedziba jest podzielona na dwa skrzydła, lewe i prawe. Niestety każde skrzydło ma tylko jedną wspólną łazienkę. Później pokażę ci gdzie jest nasza.
Diana pokrzepiająco poklepała mnie po plecach i ruszyła w stronę swojego pokoju. Okey, bałam się tej szafy jak cholera i gdybym tylko mogła omijałabym ją szerokim łukiem. Ale nie mogłam. Podeszłam do dużego lusterka wiszącego na jednej ze ścian i spojrzałam na siebie. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Moje długie kruczoczarne włosy wyglądały jak kupa siana i sterczały na wszystkie strony. Na głowie w dalszym ciągu miałam bandaż, więc szybko go odwinęłam. Po ranie nie było żadnego śladu. Ręka nadal mnie bolała wiec postanowiłam jeszcze nie zdejmować opatrunku. Moja czarna bluza była brudna i podarta w kilku miejscach. Spodnie nie wyglądały lepiej. Szybko podeszłam do szafy i otworzyłam ją. Raz kozie śmierć, nie? A w środku co? Tylko kilka par przyzwoicie czarnych spodni, raptem ze trzy ciemnie bluzki i tylko jedne czarne tenisówki. A reszta?! Kolorowe sukienki w kwiaty, które wyglądały jakby je tęcza wypluła. Kilka par spodni w rozmaitych kolorach i masa, naprawdę masa różnokolorowych bluzek i koszul. Do tego jeszcze jakieś szare ( dzięki Bogu... eem Bogom ) dresy i bluzy. Z butami nie było aż tak źle. Kilka par botek, jedne beżowe koturny ( ?! ) jakieś tam trampki ( w tym jedne białe - jestem uratowana ), japonki i sandały rzymianki. Ogólnie cała zawartość tej szafy wyglądała jak po pawiu wróżki.
   Chwyciłam jedne naprawdę mega neonowe spodnie, podbiegłam do drzwi i otworzyłam je.
- Bellesa!Już nie żyjesz! - krzyknęłam, a kilka drzwi dalej pojawiła się uśmiechnięta głowa Diany. - rzuciłam w nią spodniami ale złapała je w locie. - Możesz je sobie wziąć!
- Dzięki! - usłyszałam, zanim trzasnęłam drzwiami. Nie wiedziałam jednak że całej sytuacji przyglądał się właściciel intensywnie zielonych oczu i teraz aż krztusi się ze śmiechu kilka pokoi dalej.

    Podeszłam do małej szafeczki nocnej i znalazłam tam dokładnie to czego szukałam. Szampon, płyn do kąpieli, jeszcze kilka kosmetyków, szczotkę, pastę i szczoteczkę do zębów. Stanęłam obok szafy bojąc się podejść bliżej i wyjęłam ciemną podkoszulkę na ramiączkach, luźne ( szare ) zwężające się dresy, bieliznę i moje stare glany. Może nie był to jakiś specjalnie wyszukany zestaw ale chciałam utrzeć nosa Dianie i pokazać jej że wcale nie postawiła mnie pod ścianą, bo z tej całej kupy różu można jeszcze wygrzebać coś w czym da się pokazać ( dzięki ci Ashley! ).
    Chwilowo miałam focha, więc postanowiłam sama poszukać łazienki i trochę się odświeżyć. Znalezienie jej wcale nie było trudne, gdyż było to jedyne pomieszczenie w korytarzu bez jakiegokolwiek napisu na drzwiach. Łazienka nie była duża, była tam wanna i kabina prysznicowa, sedes, umywalka, lustro, pralka i szafka z czystymi ręcznikami oraz apteczką. Kafelki na ścianach były blado błękitne z jasnymi wykończeniami, a te na podłodze białe. ( - Patrz foto na dole posta - )
     Zdjęłam ubrania, nalałam sobie ciepłej wody i weszłam do wanny... Nie wiem ile tak siedziałam, ale siedziałabym jeszcze dłużej gdyby nie to że ktoś (  - Ten głupi idiota! No domyślcie się kto... -,- ) zaczął się dobijać do drzwi, drąc się że mam zejść na kolację. Zdążyłam jeszcze wysuszyć włosy zanim zaczął grozić, że wyważy drzwi. Na co wyzwałam go od zboczeńca i chyba sobie polazł bo nie słyszałam go już. Szybko się ubrałam, założyłam buty i właśnie związywałam włosy w wysokiego kucyka kiedy drzwi naprawdę się otworzyły.
- Czego tu? - warknęłam, dalej wiążąc włosy. Nie usłyszałam odpowiedzi więc spojrzałam na Chrisa i dopiero wtedy zorientowałam się co jest nie tak. - Nosz cholera!.... Naprawdę musiałeś to na siebie założyć akurat dzisiaj? - spytałam. Bowiem mój towarzysz rozmowy miał na sobie praktycznie identyczny strój jak ja, również miał na sobie koszulkę na ramiączkach tylko że błękitną a do tego białe dresowe spodnie i niebieskie tenisówki. Ogólnie wyglądał prawie tak samo jak ja tylko że w wersji męskiej.
- O wiele lepiej wyglądasz tak, wiesz? W tych podartych ciuchach nie było ci do twarzy. - powiedział, udając, że nie usłyszał mojego pytania.

- A to teraz próbujesz być miły, tak? - sarknęłam.
- Nie. Powiedziałem tylko, że ładnie wyglądasz.
- To następnym razem tak nie mów.
- Dobrze, następnym razem skłamię.
- Och, weź ty się już zamknij co? Nawet zanim otworzysz usta jesteś strasznie irytujący! - warknęłam, wzięłam swoje rzeczy i wyminęłam go w drzwiach.
- A ty co taka wkurzona?
- To przez panią Jestem Córką Afrodyty, Będę Denerwować Savi Neonowymi Gaciami! - sarknęłam, z impetem otworzyłam drzwi do swojej sypialni, wrzuciłam stare ciuchy do kasza na pranie i rzuciłam się na łóżko. Zapomniałam jednak zamknąć drzwi i po chwili usłyszałam nad sobą zdenerwowany głos tego głupiego pacana.
- Nie bez powodu wywarzałem te drzwi wiesz?
- Gówno mnie to. - powiedziałam nadal chowając głowę pod poduszką.
- Diana będzie zła jeśli nie przyjdziesz, aaaaa nie, no tak zapomniałem, przecież ty masz u niej specjalne traktowanie.
- Co masz na myśli? - spytałam spoglądając na niego.
- A myślisz że jak na przykład taka Ashley, rzuciła by jej w twarz tęczowymi spodniami to by się tylko uśmiechnęła i podziękowała? Ehh... Nieważne. Chodź na kolację. - powiedział i podał mi rękę aby pomóc mi wstać, ale ją odtrąciłam.
- Spadaj. Nadal cię nie lubię. - mruknęłam pod nosem wyszłam z pokoju, poczekałam aż chłopak też wyjdzie i zatrzasnęłam drzwi.Nie zamknęłam ich na klucz, bo nie posiadałam takiego. Nie obchodziło mnie to, że ktoś może tam wejść i coś ukraść. Nie będę płakała po neonowych gaciach. Z resztą kto by płakał? Chyba tylko Diana...
Wiedząc że jadalnia jest zaraz obok kuchni, ruszyłam przed siebie, nie czekając aż ten debil mnie dogoni.



 



czwartek, 24 kwietnia 2014

IV - Taka tycia wojna domowa





   Okay...
   Znacie może to uczucie, kiedy cały świat wali się na was? Kiedy wszyscy patrzą na ciebie jak na idiotę i kompletnego debila chociaż nic nie zrobiłeś? Jakby całe zło świata to była twoja wina? Nie? Ja właśnie przed chwilą tego doświadczyłam i z góry mówię wam, że to nic przyjemnego.

   Ashley siedziała bez ruchu przez dobre trzy minuty. Nagle odwróciła się tak gwałtownie że okulary przeciwsłoneczne spadły jej z nosa. Teraz już wiem, że nie bez powodu je nosiła. Jej źrenice były czerwone. Nie wiem po kim je miała, ale stawiałabym na ojca. Jullie puściła moją dłoń, oddała mi naszyjnik i jak gdyby nigdy nic wskoczyła do basenu. Po tym co przed chwilą usłyszałam, nawet to mnie nie zdziwiło. Diana podobnie jak Wyrocznia niezbyt się tą całą przepowiednią zdziwiła. Spojrzałam na nią z wyrzutem. Właśnie usłyszała, że dziewczyna którą dopiero co przyjęła pod swój dach prawdopodobnie ma doprowadzić do zagłady świata. Z moim pechem nie miałabym co do tego wątpliwości.
- No co? - spytała widząc, że się w nią wpatruję.
- Nie wyglądasz na przejętą. - odparłam.
Dziewczyna machnęła lekceważąco ręką.
- Kochanie, nie takie rzeczy się słyszało. Jullie co trochę przepowiada czyjąś śmierć albo coś podobnego, a zazwyczaj wszystko kończy się dobrze..-
- Zazwyczaj?!- Weszłam jej w słowo, ale udała że mnie nie słyszała i mówiła dalej.
- ...Gdybyś ty widziała prawdziwe Wyrocznie Delfickie. One to dopiero miały wyobraźnie. Nie przeżyły by gdyby przynajmniej trzy razy w tygodniu nie przepowiedziały komuś śmierci. Na szczęście Jullie nie nosi w sobie prawdziwego ducha Delf, tylko jego namiastkę. Prawdziwy Duch Wyroczni umarł dawno temu. Nie przejmowała bym się tą sprawą za bardzo.
- Bo to nie o tobie jest ta przepowiednia. - Sarknęłam. Uspokój się Savi - skarciłam się w myślach.
- Możliwe że nie jest również o tobie. Kto wie ile kobiet miało ten naszyjnik przed tobą.
   Bała się. Chociaż starała się to ukryć i bagatelizować całą sprawę, widziałam strach w jej oczach. ponoć to właśnie one są zwierciadłem duszy.... hmm, może coś w tym jest? Nieważne! Agh, jak spędzę jeszcze trochę czasu w swoim towarzystwie to się chyba zastrzelę! Czy tak właśnie wygląda rozdwojenie jaźni?
   Ashley z powrotem założyła okulary i zwróciła się w stronę Diany.
- Czy ty się aby na pewno dobrze czujesz?! - Naskoczyła na dziewczynę. - Starasz się ją uspokoić, chociaż wiesz że ta przepowiednia jest prawdziwa! Niektóre się nie sprawdzały, fakt! Ale weź proszę pod uwagę, że jeszcze nigdy nie mieliśmy tu tak potężnego półboga! Słyszałaś Jullie! Jej ojcem jest Hades! Ten Hades! Pan umarłych! A jej matka była wnuczką Ateny! Rozumiesz to?! Czy może jesteś za głupia żeby pojąć jak bardzo ta sprawa jest poważna?! - powiedziała i natychmiast zamilkła. Chyba zdała sobie sprawę z tego że posunęła się za daleko.
- Nigdy więcej nie waż się tak do mnie odezwać! Idź stąd! - warknęła Diana.
Ashley odwróciła się i ruszyła w stronę domu, kopiąc wszystko co się nawinęło i powtarzając w kółko "Przeklęta czaromowa.".
Diana westchnęła.
- Nie wiem po co ją tu przyjmowałam, z dziećmi Aresa zawsze były problemy, ale ona bije wszystkich na głowę. - Mruknęła bardziej do siebie niż do mnie. - No trudno. Chodź Savi pokaże ci twój pokój.










 - Zabiję, zaszlachtuję, powieszę, utopię, żywcem zakopie, ogolę tej jej głupi blond łeb, podrę wszystkie ciuchy, wrzucę do Tartatru i nie wiem co jeszcze ale zginie straszną śmiercią! - mruczała pod nosem kierując się w stronę domu. Uchyliła szklane drzwi i wpadła prosto na swojego chłopaka.
- Wobec kogo masz takie straszne plany? - zapytał uśmiechając się zawadiacko.
- Domyśl się Sherlocku Holmesie. - warknęła.- A ty co tu rob...Podsłuchiwałeś! Przyznaj się!
- Nie musiałem. Połowa Siedziby was słyszała. - odparł.
- Bardzo śmieszne.
- Ale prawdziwe. - zaśmiał się, a dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła.. - O o.
- Co? - spytała odwracając się za siebie. Diana i Savi właśnie zmierzały w ich kierunku. - Szybko! Do kuchni! - powiedziała popychając Chrisa w stronę kuchni.











   Diana uchyliła szklane drzwi i zaprowadziła mnie do tego długiego korytarza którym wcześniej szłam z Ashley. Podeszłyśmy do drzwi o które wcześniej pytałam córkę Aresa. Blondynka przejechała palcem po drewnie tworząc na nim srebrny napis: Savi Valent. - Hades.
- Zapraszam. - powiedziała odsuwając się. Złapałam za klamkę, otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta. Zaparło mi dech w piersiach...










wtorek, 22 kwietnia 2014

III - Przepowiednia




  
  Wokół siebie słyszałam przytłumione głosy, prawdopodobnie dobiegające z innego pokoju. Powoli otworzyłam oczy. W pierwszej chwili poraziło mnie jaskrawe światło słoneczne, ale kiedy już przyzwyczaiłam wzrok do światła mogłam uważniej przyjrzeć się pomieszczeniu w którym się znajdowałam. 
   Leżałam na małej aczkolwiek bardzo wygodnej beżowej kanapie, stojącej pod ścianą. Obok kanapy stał mały stoliczek na którym zauważyłam apteczkę. Na jasno brązowych ścianach wisiały przepiękne obrazy przedstawiające Bogów. Niektórych rozpoznałam - Zeusa z jego Piorunem, Posejdona z Trójzębem, Hadesa i Persefonę, Herę, Atenę, Hermesa, Afrodytę, Aresa. Na podłodze leżał dywan tak biały, że aż strach było po nim chodzić aby go nie zabrudzić. Przeciw legła ściana była cała ze szkła i o dziwo nie ujrzałam tam szarych uliczek Nowego Yorku ale piękną rozległą łąkę i las nieopodal. Pod ostatnią ścianą stały dwa fotele koloru czekoladowego. Pomieszczenie było małe ale bardzo przytulne.
    Spróbowałam usiąść ale zakręciło mi się w głowie. Dopiero teraz dotarło do mnie jak mocno przywaliłam w tą ścianę. Na głowie i prawej ręce miałam bandaż. Mogłam normalnie poruszać kończynami więc chyba obyło się bez złamań. 
- Nie wstawaj. - usłyszałam czyjś głos. Momentalnie spojrzałam w stronę z której dobiegał. W drzwiach stała bardzo ładna blondynka. Miała długie sięgające połowy pleców włosy, na głowie szarą czapkę krasnalkę a oczy skrywała za ciemnymi okularami przeciwsłonecznymi. Miała na sobie czerwone spodnie rurki, białe trampki i koszulkę na ramiączkach z napisem "Team Ares". - Dosyć mocno przywaliłaś o tą ścianę. - powiedziała. - Jaka szkoda, że mnie przy tym nie było... - westchnęła bardziej do siebie niż do mnie, zakładając ręce na piersi. 
   Podeszła do kanapy i usiadła na podłodze na przeciwko mnie. Nie stosując się do jej rady usiadłam i od razu tego pożałowałam. Odruchowo złapałam się za głowę i syknęłam z bólu, a dziewczyna zaśmiała się pod nosem i wyjęła z kieszeni małą fiolkę z jakimś przeźroczystym płynem. Na początku pomyślałam, że to woda ale konsystencja się nie zgadzała. Woda nie jest aż tak gęsta. 
- Mówiłam nie wstawaj. - sarknęła - Wypij. - dodała podając mi fiolkę. Spojrzałam na nią niepewnie. - No pij. To Nektar, napój bogów. Pomoże ci dojść do siebie.
    Wypiłam. Gdyby chcieli zrobić mi krzywdę już dawno by to zrobili, prawda? Po moim ciele przeszło przyjemne ciepło, a ból powoli ustępował.
- Jestem Ashley. - odezwała się dziewczyna.
- Savi. - odparłam.- Jesteś od Aresa.
- Jak na to wpadłaś? - zaśmiała się.
- A tak jakoś... - odparłam wymijająco i również się zaśmiałam.
- A ty od Hadesa. 
- Chyba tak.- westchnęłam.
- Chyba? Czyli jeszcze nie wiesz?
Już miałam odpowiedzieć kiedy usłyszałam wrzask.
- ASHLEY!
Dziewczyna westchnęła.
- Tu jestem! - odkrzyknęła. Po chwili do pokoju wpadł Chris a uśmiech momentalnie zszedł mu z twarzy kiedy mnie zobaczył.
- Diana cię woła. - powiedział.
- Gadam z Nową.
- Właśnie widzę. - syknął krzywiąc się.- Weź ją ze sobą
I już go nie było. Ashely spojrzała na mnie krztusząc się ze śmiechu.
- No co? - spytałam zdezorientowana.
- Co ty mu zrobiłaś? - zapytała.
- Nic. Od początku mnie nie lubi.
- Chris wszystkich lubi.
- Mnie najwyraźniej nie. A właśnie,od kogo on jest? - zapytałam zaciekawiona.
- Od Apollina. - Powiedziała wstając. Teraz zrozumiałam co miała na myśli mówiąc że Chris wszystkich lubi. Apollo był bardzo przyjazny i jego syn najwyraźniej też. Dla wszystkich z wyjątkiem mnie. Ciekawe dlaczego... - Chodź. Diana potrafi być bardzo niemiła kiedy ktoś każe jej na siebie czekać.

   Wyszłyśmy z pokoju i ruszyłyśmy długim korytarzem, pełnym drzwi. Na każdych drzwiach było napisane imię i nazwisko oraz imię któregoś z Bogów. Dopiero po chwili zrozumiałam że są to pokoje herosów. Mijałyśmy wiele drzwi, ale nie udało mi się spamiętać wszystkich. Zapamiętałam tylko: Diana Bellesa - Afordyta, Christopher Arc- Apollo, Dylan Grau - Hades i Ashley Al Valor - Ares. Minęliśmy też jedne puste drzwi - jeśli można to tak nazwać - więc spytałam Ashley czemu takie są.
- Ponieważ ten pokój nie jest jeszcze zamieszkany. - odparła ale nie chciała mi nic więcej powiedzieć.

     Doszłyśmy do holu i wyszłyśmy na dwór. Znów oślepiło mnie światło słoneczne.
 Diana leżała na leżaku obok basenu, ubrana w jasno różowe bikini. Kiedy nas zobaczyła zdjęła okulary przeciwsłoneczne, usiadła i gestem kazała nam zrobić to samo.
- Witaj Savi. Chcesz się wreszcie upewnić czy jesteś córką Hadesa? - spytała. Skinęłam głową. - Wspaniale! Jullie, choć do nas.
  Chwilę potem obok nas pojawiła się dziewczyna wyglądająca na około jedenaście lat. Miała długie rude włosy i ogromne brązowe oczy które patrzyły na mnie z zaciekawieniem.
- To jest Jullie, nasza Wyrocznia. Czasem pomaga nam ustalić pochodzenie herosów. - powiedziała Diana. - Savi, daj mi proszę coś co łączy cię zarówno z matką  jak i z ojcem. Posiadasz coś takiego?
- Tak. - odparłam zdejmując szyi srebrny medalik z czaszką. - Kiedy mama oddała mnie do domu dziecka, zostawiła mi ten naszyjnik. Ponoć dostała go od ojca. To jedyne co mam.
- Cóż. Musi wystarczyć - odezwała się Wyrocznia, zamykając naszyjnik w jednej dłoni, a drugą chwytając mnie za rękę. Nagle jej oczy zrobiły się czarne. Nie tylko źrenice, białka też. Przestraszyłam się ale Diana i Ashley nie zareagowały więc uznałam że tak powinno być. Po chwili z jej ust wydobyło się coś co przypominało rymowankę dla dzieci jednak wcale nią nie było:


 "Silne ma korzenie.
Ojciec jej
 Panem Podziemia.
Matka zaś wnuczką 
Mądrości Pani.

Siły ciemności powstaną.
Musi dokonać wyboru.
 Lecz czy dobrze wybierze?

Olimp w płomieniach stanie.
Nikt jej pomóc nie może.

Jej wybór przeważy szale,
Po jednej ze stron się stawi.

Mądrze wybieraj Savi."*




sobota, 19 kwietnia 2014

II - Małe starcie


  Szliśmy dość długo nie odzywając się do siebie, ale szczerze mówiąc całkiem mi to pasowało. Nie znałam ich nie mieliśmy wspólnych tematów do rozmów. Po za tym i tak byłam typem samotnika. Jeśli w tym całym "nowym domu" nie dostanę własnego pokoju ( pod ziemią - bo tam czułam się najlepiej ) to idę spać do piwnicy. Nie żartuję. Mówię całkiem serio.
  Przeszliśmy właśnie obok Empire Stailt ( Nie wiem jak to się pisze XD ) Building, kiedy miałam spytać czy daleko jeszcze. No bo ile można iść? W dodatku z ludźmi których się wcale nie zna? Nie ma co. Odpowiedzialna jestem. Westchnęłam pod nosem czym zwróciłam na siebie uwagę Dylana i Chrisa. Diana szła jakieś dwa metry przed nami, uważnie się rozglądając. Chris tylko prychnął pogardliwie i przyśpieszył kroku aby mnie wyminąć. Myślałam że Dylan pójdzie za nim ale chłopak nadal dotrzymywał mi kroku.
- Nie martw się siostra. Już nie daleko. - powiedział dając mi kuksańca w bok. Po słowie "siostra" spojrzałam na niego dziwnie. - Nie patrz tak. Zaraz wszystko ci wyjaśnię. Kojarzysz może greckich bogów? Tych z Olimpu? - kiwnęłam głową na znak że kojarzę, a chłopak kontynuował. - A pamiętasz może że niektórzy z nich mieli dzieci ze śmiertelnikami?
Kolejne kiwnięcie głową z mojej strony.
- Niektórzy z nich zostali herosami. Walczyli z potworami itp. Wśród nich.. Naczy wśród bogów - poprawił się szybko. - była tak zwana wielka trójca, czyli Zeus, Posejdon i Hades. Zeus władał niebem, Posejdon wodą a Hades...?
- Podziemiem. Hades był panem umarłych. - wtrąciłam posępnie powoli rozumiejąc o co mu chodzi. - Ale masz na myśli że ja...
- Że my.
- ...że my - poprawiłam się. - w sensie że on..? - jąkałam się.
- A jak myślisz czemu tylko ty widziałaś duchy i szkielety? Czemu chodzisz ubrana na czarno gdzie nie gdzie nosząc trupią czaszkę? - wskazał palcem na mały srebrny medalik w kształcie czaszki który miałam na szyi. - I co ważniejsze czemu ja też? - spytał wyjmując spod koszulki identyczny medalik tylko że złoty.
- Chcesz powiedzieć że..
- Tak Savi. Bogowie Olimpijscy istnieją na prawdę. - powiedział uśmiechając się posępnie i dołączył do pozostałej dwójki zostawiając mojej wyobraźni pole do popisu. Zatrzymałam się osłupiała. Na pewno się przesłyszałam. Albo nie! Musiałam upaść na na głowę. Na pewno potknęłam się o jakąś płytę nagrobną! Albo Steave podłożył mi nogę! Nie nie... On jest przecież duchem. Nie ma namacalnych nóg. Nie, dobra nie ważne. Wiem! To mi się śni?
    Nadal stałam na środku chodnika, ślepo patrząc się przed siebie. Diana, Chris i Dylan zaszli już jakieś piętnaście metrów dalej kiedy nagle Chris odwrócił się aby spojrzeć czy wciąż za nimi idę. Zrobił wielkie oczy, krzyknął coś i sprintem ruszył w moją stronę, To troszkę mnie ocuciło. Powoli odwróciłam się za siebie. Nie no bosko - pomyślałam. - Za mną stał cyklop. I nie był to taki tyci słodki ludzik z bajek dla dzieci. Nie. To była istota z krwi i kości. Wysoki na cztery metry, odziany jedynie w kilka sklejonych gazet, żylasty z jednym zębem i przekrwionym okiem rozmiarem przypominającym piłkę do koszykówki. Ktoś ( prawdopodobnie był to Dylan )  popchnął mnie na ziemię. Chris wyjął z plecaka miecz i skoczył na olbrzyma  tnąc go po nogach. Diana stanęła w pewnej odległości i zaczęła coś gadać do potwora. Nie wiem w jaki sposób ale to troszkę podziało. Stwór uspokoił się i ukucnął a chłopcy wykorzystali jego chwilową nieuwagę. Dylan nadal ciął go po nogach, a Chris wspiął mu się na plecy i dźgnął cyklopa na wysokości serca jednocześnie zadając mu ostateczny cios. Ku mojemu zdziwieniu potwór rozsypał się w złoty pył, który już po chwili rozwiał wiatr zabierając go w najgłębszą otchłań Tartaru. Bowiem nawet ja czytam książki i wiem to i owo o greckiej mitologii. Blondyn ciężko upadł na ziemię i po chwili cała grupka była już przy mnie. Przed oczami zrobiło mi się ciemno, ponieważ przy upadku dość mocno uderzyłam się w głowę. Aż dziwne że dopiero teraz odczułam skutki uderzenia. Usłyszałam jeszcze tylko jak Diana krzyczy coś do chłopaków i poczułam jak ktoś bierze mnie na ręce. Przed oczami mignęła mi blond czupryna Chrisa. Po chwili odleciałam.







* Hahah dodałam nową nocie jeszcze dziś bo jutro na pewno nie wejdę ponieważ jest Wielkanoc i mam już cały dzień zaplanowany. ( Rozdział krótki ponieważ to już drugi dzisiaj.)   :[ Za to na pewno wejdę w poniedziałek z nową notką oraz zakładką bohaterowie która powinna to i owo wam wyjaśnić.



Heh cytując moją przyjaciółkę :jak wszyscy to wszyscy ;]

Wesołego jajka! Mokrego śmigusa, niech Posejdon Wam zmoczy łóżka.(;__________;)
I Hades, mój tato kochany, niech za królika będzie przebrany!
Afrodyta z koszykiem od Gucciego niech lata!
Atena, żeby sałatki całej nie zjadła!
Artemis, by brata zabiła...
"I niech los zawsze Wam sprzyja!"
By na Olimpie i w Waszych domach, zapanowała harmonia!
By Hera się z Hefajstosem nie kłóciła,
By Demeter owsiankę wyrzuciła!
By Ares czekoladowego, zostawił w spokoju, królika!
By Was Helios słonkiem oświecał,
By Nemezis się nie zemściła,
By Dionek na fitness się zapisał....
Byście się cieszyli!
Byście dużo potworów zabili!
Niech te święta, będą wesołe,
niech uśmiech dwudziestego kwietnia będzie na twarzach,
bo Percy'ego w telewizji będą puszczać.... (to się nie rymuje-no to macie problem xD)
By Nico z koszyczkiem grzecznie na Percy'ego czekał,
By Piper nie przytyła,
By Jason był ładniejszy,
By Frank w kurę się zmienił,
By Leoś na zawsze był mój,
By Ann wreszcie poszła do spa,
Tego Wam życzy Wasza - Savv :]








I - Wyruszyć w nieznane




   Poczułam na twarzy kilka kropli deszczu i natychmiast otworzyłam oczy. Siedziałam pod moim ulubionym drzewem na Nowo Yorskim cmentarzu. Miałam na sobie czarny T-shirt z trupią czaszką, czarną bluzę i spodnie w tym samym kolorze, skórzaną kurtkę i glany. Głowę oparłam na czarnej sportowej torbie. Był to cały mój bagaż, jedyne rzeczy które zdołałam zabrać z domu dziecka zanim uciekłam.
   Deszcz padał coraz mocniej. Wokół mnie powoli zaczęły się tworzyć kałuże. Podniosłam torbę, zarzuciłam ją sobie przez ramię, związałam włosy w kucyk i jako że parasolki nie posiadałam, założyłam na głowę kaptur. Pochyliłam głowę, tak aby nie było widać mojej twarzy i ruszyłam starą brukowaną ścieżką wśród grobów. Nie uśmiechało mi się szukać w deszczu nowego noclegu, a było już dość późno. Siedzenie na cmentarzu mi nie przeszkadzało. Byłam typem samotniczki jeśli można to tak nazwać. Nie miałam znajomych, bo i skąd? Praktycznie co dwa tygodnie byłam przenoszona gdzie indziej. Wszyscy twierdzili, że jestem dziwna. Bo co? Bo gadam z duchami? Bo gram ze szkieletami w karty? ... Zdarzyło mi się to tylko kilka razy a już doczepili mi metkę nienormalnej. I dobrze! Teraz kiedy uciekłam, już nikt nie mówił mi co mam robić, ani nie wysyłał do psychologów. Fakt faktem, nie miałam gdzie mieszkać ani co jeść. Czasem dopuszczałam się małych kradzieży. Zazwyczaj to duchy przynosiły mi jedzenie, wystarczyło tylko je poprosić, ale jedzenie w ich mniemaniu nie zawsze równało się z moim. Ja nie jadam szczurów ani nie piję krwi, a już kilka razy dostałam taki zestaw. Zależy na kogo trafiłam. Wśród duchów miałam tylko jednego przyjaciela, o imieniu Steave. Był całkiem przyjazną istotą, nie licząc jego dziwnych obczai. Steave bowiem wychował się na przełomie XVII i XVIII wieku. Nie ma co, znalazłam sobie rówieśnika. Mimo wszystko nie narzekałam. Cieszyłam się z tego co miałam. Steave urządził mi całkiem przytulną ( jeśli tak można nazwać gałąź dwa metry nad ziemią, poduszkę i koc ) miejscówkę obok swojego grobu więc zostaliśmy jak to on powiedział "sąsiadami" i mogliśmy się widywać częściej. Mnie widzenie się z nim trzy razy w tygodniu w zupełności wystarczało, ale nie... Mimo wszystko Steve to dobry przyjaciel.

   Dotarłam do  muru oddzielającego cmentarz od ruchliwych ulic Manhattanu. Złapałam się nisko osadzonej gałęzi stojącego nieopodal drzewa. Włożyłam stopę w zagłębienie muru. Puściłam drzewo jednocześnie łapiąc się małego gargulca, podciągnęłam się na rękach i bez trudu zeskoczyłam po drugiej stronie. Ulica była prawie opustoszała więc nikt nie zauważył spadającej z nieba nastolatki. Zaśmiałam się pod nosem. Wcale nie byłam święta. Pff, daleko mi do tego.
   Chwilkę potem byłam już cała przemoczona, jedynie w butach miałam sucho. Dotarłam na tyły jakiegoś spożywczaka. Zobaczyłam trzy zakapturzone postacie, po sylwetkach rozpoznałam dziewczynę i dwóch chłopaków. Dziewczyna miała na sobie jeansy, czarne koturny i bordowy płaszcz. Siedziała na kontenerze i wesoło wymachiwała nogami, Spod kaptura wystawały jej krótko przycięte blond loki. Obok niej oparty o ścianę stał wysoki brunet. Miał na sobie skórzaną kurtkę bardzo podobną do mojej. Ogólnie był bardzo podobnie ubrany. Czarne spodnie, glany i gdzie nie gdzie trupia czaszkę. On również ukrywał twarz. Odwrócony do mnie plecami stał wysoki blondyn. Miał krótko przycięte włosy, dresy i podkoszulek na ramiączkach. Aż dziw ze nie było mu zimno. On jedyny nie miał na głowie kaptura. Rozmawiał z tą dziewczyną. Zaszyście gestykulowała rękami a usta jej się nie zamykały. Blondyn trzymał ręce w kieszeniach i czasem kiwał głową. Dziewczyna westchnęła i zeskoczyła z kontenera. Odwróciła się plecami zarówno do mnie jaki i do swoich towarzyszy i po chwili zniknęła za drzwiami sklepu. Jakieś pięć minut później wróciła dzierżąc na ramieniu ogromną sportową torbę z której wnętrza czuć było hamburgery, Mniam - pomyślałam - Dawno nie jadłam nic świeżego.
   Właściwie to nie wiem ile czasu i w jakim celu stałam ukryta za kontenerem przyglądając się im. Postanowiłam iść dalej i wycofałam się. Niestety znów musiałam coś spieprzyć. Stanęłam na pustej puszce po piwie. Miałam nadzieję, że nikt nie tego nie usłyszy ale myliłam się. Brunet pierwszy spojrzał w moją stronę. Stałam sparaliżowana strachem. Ich było trzech. Ja byłam jedna. Chłopak powiedział coś do swoich towarzyszy a oni jak na komendę odwrócili się w moją stronę. No to po mnie.. Szybko się odwróciłam i zaczęłam biec przed siebie zręcznie omijając wszelkie przeszkody w postaci śmieci i drzew. Lata uciekania przed strażnikiem cmentarnym się opłaciły. Bałam się obejrzeć przez ramię a jednak zrobiłam to. O dziwo nikt mnie nie gonił. Zatrzymałam się zdezorientowana. Czyżby tak łatwo zrezygnowali z pościgu? Usłyszałam kroki za plecami i ze strachem stwierdziłam, że jednak nie. Nie zrezygnowali. Byłam otoczona. Z prawej blondyn, z tyłu brunet. Z lewej stała ta dziewczyna, w biegu kaptur spadł jej z głowy. Była śliczna. Miała piękne błękitne oczy tak podobne a zarazem tak inne od moich. Moje patrzyły na świat z obojętnością, jej z dobrocią. Wyglądała całkiem przyjaźnie, jednak nie dałam się zwieść. Ci łatwo wierni giną pierwsi. Czy wierzyłam ze oni naprawdę mi coś zrobią? Tak. Nabrałam jeszcze większej pewności kiedy blondyn zaczął mierzyć we mnie mieczem... Mieczem?!  Cholera, a mówią że to ja jestem dziwna.
- Chris stój. - powiedziała dziewczyna, ale chłopak nie opuścił ostrza. - Nie wyczuwam w niej potwora. To jedna z naszych.
- Nigdy nic nie wiadomo. - odparł Chris.
- Opuść miecz. - tym razem odezwał się brunet.
- Jak chcesz Dylan ale pamiętaj, jak coś się stanie nie ja będę za to odpowiedzialny. - odparł blondyn zamaszyście wbijając miecz w ziemię. Dylan i ja wzdrygnęliśmy się w tym samym czasie.
 - Aua. - syknęliśmy. Znów jednocześnie. Dziewczyna której imienia nie znałam głośno  odchrząknęła aby przypomnieć nam o swojej obecności. Mimo ostrzeżeń Chrisa podeszła do mnie podając mi dłoń na powitanie.
- Jestem Diana. A te dwa ciołki - wskazała głową na chłopców - to Chris i Dylan. Zapewne nie wiesz jeszcze od kogo jesteś, ale dowiemy się tego w możliwie jak najszybszym czasie..
- A ja już jestem pewny od kogo ona jest. - wtrącił swoje trzy grosze Dylan.
- Cicho! - skarciła go Diana. Było widać, że to ona przewodzi tą grupą, co było trochę dziwne biorąc pod uwagę że była najniższa i najdrobniejsza z całej trójki. Ale co do jednego nie miałam wątpliwości. Myślała o wiele racjonalniej od swoich towarzyszy. Mimo wszystko nie rozumiałam sensu jej słów. Popatrzyła na Dylana z politowaniem i sięgnęła do sportowej torby którą nadal miała na ramieniu i podała mi hamburgera i butelkę wody. Mogła być otruta ale nie przejmowałam się tym. - Trzymaj. Na pewno jesteś głodna. - powiedziała a ja spojrzałam na nią z wdzięcznością. Jeśli nie liczyć deszczówki, od dwóch dni nie miałam nic w ustach. - Och wybacz, gdzie moje maniery. Nie spytałam cię,ak ty się nazywasz.
- Jestem Savi. - powiedziałam i wgryzłam się w hamburgera.
- W porządku Savi, jak zjesz zabierzemy cie do nas. Co prawda nie jest to pięciogwiazdkowy  hotel ale da się przeboleć. Gdzie wcześniej mieszkałaś?- spytała Diana.
- Na cmentarzu. - wzruszyłam ramionami.
- Ha!  Mówiłem że wiem! - krzyknął Dylan - Nadal nie jesteś pewna od kogo ona jest?!
- Mimo wszystko trzeba się upewnić. - powiedział milczący od jakiegoś czasu Chris. Powiedział przy mnie może raptem dwa zdania, ale z czystym sumieniem mogłam stwierdzić że go nie lubię. Diana i Dylan starali się mnie poznać, kiedy on nie robił nic poza obrażaniem mnie.
- Choć Savi. Pokażemy ci twój nowy dom. Ktoś taki jak ty nie powinien włóczyć się sam w dodatku bez broni. Aż dziw że potwory cię jeszcze nie zabiły. - powiedziała dziewczyna i ruszyła przed siebie, nie zważając na to czy pójdę za nią. To mogła być pułapka, a mimo to poszłam z nimi.





#Mam nadzieję że rozdział wam się spodobał. Na dniach powinien pojawić się kolejny. Domyślacie się już czyją córką może być Savi? Nic wam nie powiem - jak na razie.


















piątek, 18 kwietnia 2014

Prolog

  Mam szesnaście lat, kruczoczarne włosy do połowy pleców, metr siedemdziesiąt i nienaturalnie błękitne oczy - które są jedyną pamiątką po mojej matce. Nie umarła. Pozbyła się mnie gdy byłam mała. Ojciec zostawił matkę jeszcze zanim się urodziłam. Od dziecka mieszkałam w wielu domach dziecka i rodzinach zastępczych, ale prędzej czy później zawsze uciekałam, można więc powiedzieć że wychowałam się na ulicy. Sama sobie radziłam a moimi jedynymi znajomymi były duchy od czasu do czasu towarzyszące mi na cmentarzu, bo właśnie tam najczęściej nocowałam. Z biegiem czasu przywykłam. Nie było źle i może dalej by tak było gdybym pewnego feralnego dnia za spożywczakiem nie wpadła na grupkę osób. Wydawali mi się dziwni. Wiem jedno. Nie byli ludźmi, lecz półbogami. To przez nich wszystko się zaczęło.
   Nazywam się Savi Valent a oto moja historia...


#Hej witam serdecznie na moim nowym blogu. Mam nadzieję że wam się spodoba. Postanowiłam zacząć pisać to opowiadanie gdy zobaczyłam że większość blogów o herosach to Percybeth i chociaż kocham ten parring to szczerze - zbrzydły mi już blogi o nim. Rozdział pierwszy pojawi się 19 bądź 20 kwietnia ( w ten weekend ).  Pozdrawiam wszystkich którzy przebrnęli przez prolog ;] .  Zapraszam do komentowania..