Piosenki

niedziela, 24 sierpnia 2014

XIX - Nic nie muszę!


  Chodziłam po mieście bez konkretnego celu. Obdarzałam ludzi kpiącym spojrzeniem. Rozchlapywałam wodę z kałuży gdy tylko jakieś dzieci chciały się w niej pobawić. Straszyłam gołębie. Innymi słowy uprzykrzałam nowojorczykom życie tak bardzo że zainteresował się mną strażnik pokoju. Podszedł do mnie w tym swoim śmiesznym mundurku i zaczął mnie pouczać. Chciał żebym pokazała mu dowód, gdy zobaczył butelkę. Powiedziałam że nie mam, a kiedy spytał dlaczego, odparłam że tak na prawdę jestem kosmitką tak starą że mój wiek nie zmieścił by się na dowodzie i że aby się zmieścił potrzebowałabym dokumentu długiego jak rolka papieru toaletowego. Po czym zaśmiałam mu się w twarz i pociągnęłam z gwinta sporawy łyk. Zaczął mnie gonić ale przestał gdy wskoczyłam do stawu. Trzeba było to widzieć bo jego mina była bezcenna.
  A mnie wreszcie zrobiło się zimno.
Wypłynęłam na powierzchnię i wzdrygnęłam się. Byłam zahartowana, fakt, ale w samej bluzce do stawu w środku zimy? Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje.
Podpłynęłam do brzegu i usiadłam pod drzewem nieopodal. Moje oczy znów zasnuła czerwona mgła, co jak zaobserwowałam zaczęło zdarzać mi się coraz częściej. Tym razem jednak się nie opierałam. Zamknęłam oczy i poczułam jak moje ciało wypełnia przyjemne ciepło. Czułam jak zasypuje mnie śnieg, ale nie zwracałam na to uwagi. Było mi tak przyjemnie, jak jeszcze nigdy w życiu.

***





  Przeszedł obok galerii, cmentarza i koło ławki na której spała jakaś prawdopodobnie pijana, ruda dziewczyna. Spotkał wściekłego policjanta który narzekał na staw (?) i chciał mu wlepić mandat za samo nie noszenie ze sobą dowodu tożsamości choć wcale nie zrobił nic nielegalnego. No chyba że za nielegalne uznamy przechadzanie się ulicą w środku dnia. Tak, to faktycznie jest przerażające przestępstwo.
 Doszedł nad staw i usiadł na brzegu opierając się plecami o spory kamień. Siedział w tak ciężkiej ciszy, że aż uszy bolały. Nie miał z kim rozmawiać ale chyba tego właśnie potrzebował.
Odpocząć od ludzi.
O tak. To jest to. - uśmiechnął się pod nosem.

  Nagle usłyszał plusk i zobaczył kotarę ciemnych włosów wynurzających się spod wody. Obserwował jak zaczarowany gdy dziewczyna łapała oddech i podpływała do brzegu. Było w niej coś tak, coś tak znajomego... ale co?
Dziewczyna wyszła na brzeg i usiadła pod drzewem zamykając oczy.
Czy ona nie wie że może zamarznąć? - spytał sam siebie w myślach, podnosząc się z ziemi i podchodząc do mogło by się wydawać, nieprzytomnej dziewczyny.
Pierwszym co zwróciło jego uwagę były glany. Drugim, ciemny strój. Trzecim, brak kurtki ani nawet bluzy co raziło po oczach głupotą. Gdy delikatnym ruchem odgarnął jej włosy z twarzy był już pewien.
- Idiotka. - burknął zirytowany i prędko zdjął bluzę aby okryć nią brunetkę. Po chwili usiadł obok niej i przytulił ją do siebie, modląc się po kolei do każdego z bogów aby nic jej nie było.
Po kilkunastu minutach lekko się poruszyła a chłopak wstrzymał oddech. Po kolejnych kilku chwilach otworzyła oczy i z trudem zamrugała.
- Savi? - spytał wpatrując się w nią jak w obrazek. - Jak się czujesz?
Dziewczyna jęknęła i przetarła oczy.
- Do dupy. - warknęła i ciaśniej owinęła się bluzą chłopaka.
- Możesz mieć pretensje tylko do siebie. - mruknął tonem filozofa i przytulił ją mocniej. Potulnie wtuliła się w jego tors, ale jak widać nie zamierzała kończyć dyskusji.
- I do Sus, i do gościa w mundurku i do tej cholernej butelki... - zaczęła wymieniać.
Zaśmiał się i oparł głowę o pień drzewa za nimi.
Był taki szczęśliwy. Jeśli po tym co się stało wykłócała się o takie błahostki to nic jej nie było.
- Zamknij się już. - zaśmiał się, ale gdy nie usłyszał odpowiedzi niespokojnie spojrzał w jej stronę.
Wpatrywała się w taflę wody wzrokiem zimniejszym od śniegu. Promieniowała jakąś taką dziwną aurą, powietrze wokół niej wydawało się gęstnieć a jej oczy znów przybrały wygląd taki jak w noc świąteczną.
- Chris - odezwała się cicho nadal patrząc na staw. - Ja nic nie widzę.
- Co? - przestraszył się.
- Nic a nic. - pokręciła głową, roniąc kilka łez. - Co się dzieje?
Westchnął ciężko.
- Nie wiem. - pomógł jej wstać. - Zabiorę cię do Siedziby, tam będą wiedzieli co robić.
Delikatnie złapał jej rękę ale nie dała mu się poprowadzić, wyrywając dłoń z uścisku. Kiedy spróbował ponownie, cofnęła się o krok.
- Zabierz mnie do niego! On mi pomoże! - krzyknęła.
- Jaki "on"?
- Mówił że tak będzie! - krzyknęła znów się cofając, choć po jej minie widział że nadal miała ciemność przed oczami. - Wszyscy jesteście wrogami! Nie chcecie, żeby wam pomógł!
Spróbował ją przytulić ale wyrwała się.
- Zostaw mnie! - załkała, a jej niewidome oczy ciosały błyskawice.
Ziemia pod ich stopami niebezpiecznie się zatrzęsła.
-  Musisz się uspokoić! - krzyknął zagłuszając grzmienie pękającej powierzchni.
- Nic nie muszę! - warknęła. Otoczyła ją czerwona mgła.
Powietrze zrobiło się cięższe. Mgła otoczyła obojga, oddzielając ich od świata. O ich twarze zaczął dudnić rzęsisty deszcz, zastępując śnieg który jeszcze chwilę temu tak spokojnie padał.
Blondyn przestraszył się nie na żarty.
Zrobił jedyne co wydawało mu się w tej sytuacji właściwie. Podbiegł do niej, złapał w ramiona i czule pocałował. A gdy się od siebie oderwali spojrzała na niego tymi niebieskimi oczami i wiedział że postąpił słusznie. Choćby miała go za to w przyszłości zabić, cieszył się. Nie tylko z tego że prawdopodobnie właśnie uratował im obojgu życie


  A właśnie w tej samej chwili, pewna blondynka wypłakiwała swoje krwisto czerwone oczy siedząc w sypialni, zamknięta na cztery spusty przez siebie samą. Kiedy rzuciła butem obraz iryfonu rozmazał się a podeszwa zostawiła na ścianie ślad, bardzo podobny do tego który znaczył teraz jej rozdarte serce.


***



I jak wam się podoba? :D Rozdział jest krótki, prawda, ale taki właśnie ma być.
Odkąd wycofałam zasadę komentowania mało kto to robi. Tak więc zasada powraca. Nie obiecuję jednak że gdy wybije 7 komentarzy ja od razu wstawię rozdział. Może minąć pół dnia, dzień, dwa ale rozdział będzie długi bo pisanie napędzała myśl że mam dla kogo pisać.
Proszę was bardzo o szczerą opinię :)

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
SIEDEM KOMENTARZY = NEXT



PS Wybacz mi proszę, Jajko kochane że tak nagle przestałam pisać ale
mieszkam na tak cholernym zadupiu że wystarczy malutki deszczyk a mnie
nagle brakuje prądu :C ten rozdział jest dla ciebie <3

Pozdrawiam wszystkich Chavinators x3






czwartek, 14 sierpnia 2014

XVIII - A kto do niego pasuje, skoro nie Ashley?



    Witajcie kochani! :D Powracam po ( ile to było? ze dwa tygodnie? :/ ) dość długiej w każdym bądź razie przerwie, z nowymi pokładami weny i nowymi pomysłami! Zapraszam was także na bloga którego założyłam razem z przyjaciółką ( o TVD <3 ) klik :) i........... nadal szukam szabloniarza bo jak zapewne zdążyliście zauważyć, szablony szybko mi się nudzą :/ co poradzić, ja już tak mam. Zawiodłam się ciut gdy po przyjeździe nie zobaczyłam zbyt wielu komentarzy :c ale trudno się mówi, raz na wozie raz pod wozem ;v. Nie będę płakać. Wy musieliście czekać na moją wenę, ja poczekam na komentarze :]

Enjoy!






    Wesołych! Wesołych świąt! Wszystkiego najlepszego Diano! Dużo szczęścia! 
Takie i inne życzenia składano jej od rana. Kiwała głową, wymuszała uśmiech. Teraz już wiedziała jak musiała się czuć Savi w urodziny. Nikt nie zauważył podkrążonych oczu, zmęczenia malującego się na twarzy. Nikt oprócz Chrisa. Snuł się za nią, od czasu do czasu zbywając Rey'a gdy go o to poprosiła.
  Po jakimś czasie stwierdziła, że brzuch chyba jednak nie boli jej ze zmęczenia tylko z głodu. Dziś była kolej Savi na gotowanie obiadu. Ale brunetka nie wróciła, a nikt zapewne nie podejmie się zrobienia tego za nią.
Podeszła więc do lodówki i otworzyła ją na oścież. Wyjęła pomidory, ogórki, paprykę i inne warzywa. Posiekała je i wrzuciła na patelkę doprawiając, oraz w małym rondelku przygotowując sos. Na drugiej patelce odsmażała jakieś mięso z zamrażarki. Może nie było to jakoś bardzo wyrafinowane ale musiało wystarczyć. Wyjęła z chlebaka kilka bułek i kiedy już wszystko zrobiła, wsadziła warzywa i mięso do bułek.
- Będą kebaby? - Usłyszała głos za plecami.
- Yhm.. - mruknęła, biorąc tacę w ręce i odwracając się, przekonana, że to Chris za nią stoi.
Odwróciła się.
I owszem, osoba stojąca przed nią miała blond włosy. Blond włosy sięgające połowy pleców i absolutne zero zielonych tęczówek.
Taca wypadła z jej rąk. Blondynka o krwisto czerwonych oczach doskoczyła i złapała ją w locie. Stojąc teraz o wiele bliżej córki Afrodyty niż poprzednio, z uśmiechem wgryzła się w jednego kebaba.
- Kaleka - prychnęła, odstawiając tacę na stół i otwierając lodówkę w poszukiwaniu sosu czosnkowego.
Diana stała w miejscu z szeroko rozwartymi oczami i ustami.
- Ashley! - krzyknęła, otrząsając się. Gwałtownie zamknęła drzwi lodówki.
- Uważaj! - warknęła Ashley, odsuwając się szybko. - Strzeliłabyś mi w głowę!
- I dobrze! - odwarknęła Diana. - Co ty tu w ogóle robisz?!
- Hmm pomyślmy... - Córka Aresa udała że się zastanawia. Zaczęła wyliczać na palcach: - Jestem, żyję, oddycham, mrugam, gadam z tobą.... coś jeszcze? Hmm... A tak! Głodna jestem!
- To masz problem! Luke! - wydarła się, ale strzegący celi Ashley, syn Apollina nie zjawiał się. - LUKE!
- Nie przyjdzie. - zaśmiała się blondynka, a jej oczy błysnęły czerwienią. - Śpi.
- JAK TO ŚPI?! - Diana załamała ręce.
- No to jest taka czynność, podczas której masz zamknięte oczy i nie kontaktujesz ... no i czasem niektórzy chrapią... -  Wytłumaczyła Ash i spojrzała na nią jak na idiotkę.
- WIEM CO TO ZNACZY SPAĆ! ALE JAK TO ON ŚPI DO CHOLERY?! - wydarła się blondynka.
Do kuchni wpadł Chris.
- Co tu się... - zaczął ale spostrzegł Ashley siedzącą przy stole. - O Ash, już wyszłaś! - ucieszył się i podszedł do dziewczyny łapiąc ją w tali, przyciągnął do siebie i pocałował w usta.
Diana nie wiedziała o co chodzi, ale po chwili zrozumiała. Przez to całe zamieszanie z Savi i Chrisem, zupełnie zapomniała, że chłopak jest z Ashley. Odchrząknęła znacząco. Blondyn odsunął się od dziewczyny i uśmiechnął nieśmiało.
- Ty wiedziałeś, że ona wychodzi? - Chris potaknął. - A czemu ja nie?
- Bo nie pytałaś. - wzruszył ramionami.
Diana uśmiechnęła się słodko i szybko zabrała tacę z kebabami.
- Zrobiłam je dla nas, ale skoro Ashley wróciła to może ona ci coś upichci. - zaśmiała się i wycofała z pomieszczenia. Weszła po schodach na korytarz, a potem do swojego pokoju. Usiadła na łóżku i zaczęła jeść, choć apetyt zniknął.
Zrobiło jej się niedobrze gdy zobaczyła jak ta dwójka się całuje.
Nie to że była zazdrosna! Oni po prostu do siebie nie pasowali.
"A kto do niego pasuje, skoro nie Ashley?" - zapytał głos w jej głowie.
Odpowiedź była oczywista.
Savi. - powiedziała na głos.


***




   Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się, zauważając że po raz pierwszy od kilku dni się wyspałam. Po raz pierwszy nie męczyły mnie koszmary. Nagle ktoś zapukał a ja próbując wstać, zaplątałam się w kołdrę i stoczyłam z łóżka.
- Savi! - usłyszałam za sobą dziewczęcy głos - O Boże, co ci jest?!
Ktoś do mnie podbiegł i pomógł wstać.
- Nic.. Ja tylko tak sobie... penetrowałam podłogę. - odparłam i spojrzałam na dziewczynę podtrzymującą mnie za łokieć. Była ode mnie o głowę niższa, ale chwyt miała mocny. Była jakoś dziwnie znajoma.
- Aha.. - spojrzała na mnie dziwnie. - I co, podłoga w porządku?
- Eee tak... jest krzywa i brudna, tak jak podejrzewałam.
Blondynka pokiwała głową i wskazała mi żebym usiadła na łóżku. Tak też zrobiłam.
- Weszłam tu dziś rano.. - zaczęła opowiadać. - A ty leżałaś nieprzytomna, w połowie na łóżku. Wtargałam cię na nie i ... - spojrzała na mnie a jej oczy zrobiły się wielkości spodków od filiżanek. Przez chwilę przypominała Steave'a.
Zatoczyła palcem wokół swojej twarzy.
- Ty tak zawsze masz, czy...? - spytała cicho.
Podbiegłam do lustra. Moje tęczówki były czarne a białka czerwone.
- Eee.. mam zapalenie spojówek. - odparłam starając się zabrzmieć przekonująco. Widoczność zasłoniła mi czerwona mgła. - Przepraszam cię na chwilę!
Rzuciłam się do drzwi i wybiegłam na korytarz, mijając zaskoczoną blondynkę. Wpadłam do łazienki i przekręciłam za sobą klucz w drzwiach. Podeszłam do lustra.
Byłam nienaturalnie blada, moje oczy były dziwne. Czerwona mgła nie znikała.
Usłyszałam głosy w głowie. Moje ruchy stały się szybsze, mimo że kończyny bolały tak, że ledwo się poruszałam.
- Dość! - warknęłam i przywaliłam w lustro pięścią. Odłamki szkła zraniły mnie w rękę. Mgła zniknęła a moje oczy powoli znów stawały się błękitne. - Pieprzyć siedem lat pecha.. - mruknęłam pod nosem i wyszłam z łazienki.
Blondynka siedziała na moim łóżku, uważnie mi się przyglądając gdy weszłam do pokoju. Natychmiast do mnie podbiegła.
- Krwawisz! - Spojrzała na mnie oskarżycielsko.
- Wcale nie. - Schowałam rękę za plecami. Chwyciłam jakąś bluzkę z oparcia krzesła i owinęłam nią dłoń. - Widzisz? Nic mi nie jest.
- Dziwnie się zachowujesz.
- Nie znasz mnie. Spytaj kogo chcesz, nie zachowuję się dziwnie. - minęłam ją i wyjęłam z torby czarne rurki i za dużą, męską koszulkę z nadrukiem. Schyliłam się i wyciągnęłam spod łóżka glany.
- Kiedyś taka nie byłaś. - mruknęła ale i tak słyszałam.
- Kiedyś? - spojrzałam na nią pytająco. Zamieszała się. Przyjrzałam jej się uważniej. Blond włosy, brązowe oczy, nieśmiały uśmiech. Nagle wszystko wróciło. - Kiedyś miałam siedem lat. - warknęłam, odwracając wzrok.
- Pamiętasz? - Głos jej się załamał.
- Tak - fuknęłam nie patrząc na nią - Wyjdź.
- Ale..
- Powiedziałam wyjdź! - warknęłam.
Czerwona mgła wróciła. Izzy szybko opuściła pokój, cicho zamykając za sobą drzwi. Kiedy zostałam sama osunęłam się po ścianie. Kiedy wreszcie gniew zniknął spojrzałam na rękę owiniętą starą koszulką. Odwinęłam ją i spojrzałam na ranę. Wyjęłam odłamki szkła i zdrową ręką szybko przeszukałam torbę, wyjmując z niej rolkę bandażu i plaster. Opatrzyłam skaleczenie i przebrałam się w naszykowane wcześniej ciuchy. Rozczesałam włosy i związałam je w warkocza.
Postanowiłam się przewietrzyć. Nie biorąc ze sobą kurtki ani nawet bluzy ruszyłam po schodach na dół. Staruszka siedząca za ladą dziwnie na mnie spojrzała. Warknęłam jakieś debilne "dzień dobry" czy coś w tym rodzaju i wyszłam przed budynek, nie czekając na odpowiedź.
  Wsadziłam ręce w kieszenie i ze zdziwieniem stwierdziłam, że pomimo padającego śniegu jest mi ciepło. Płatki śniegu jakby topniały chwilę przed zetknięciem z moją skórą. Kiedy przechodziłam obok cmentarza uderzyła mnie myśl, żeby odwiedzić Steave'a, ale szybko się jej pozbyłam. Nie potrzebna mi teraz jego paplanina. Poszłam dalej. Zatrzymałam się dopiero obok jakiejś wolnej ławki. Usiadłam na jej oparciu i pochyliłam się opierając łokcie na kolanach. Nie wiem ile tak siedziałam. Może godzinę, dwie... Normalny człowiek już dawno by zamarzł.
- Tak bardzo chcesz się rozchorować? - zapytał jakiś wesoły głos za moim plecami. Po chwili jego właściciel dosiadł się do mnie a ja nadal nie odwracając się kątem oka dostrzegłam czerwony lok.
- Sus. - odparłam, udając że nie słyszałam jej pytania.
- Chcesz? - zapytała, podsuwając mi pod nos butelkę piwa. Spojrzałam na nią zdziwiona ale wzięłam piwo. Napiłam się, nawet nie krzywiąc się gdy obrzydliwa ciecz spłynęła mi do gardła. Obracałam flaszkę w dłoniach patrząc przed siebie. - Co taka zamyślona? - wybełkotała Sus.
Zaczęłam się zastanawiać ile już wypiła i w myślach pogratulowałam sobie odebrania jej butelki.
- Nie jestem zamyślona. - zaprzeczyłam, znów się wyłączając.
- Jesteś.
- Nie! - fuknęłam. Co miałam jej powiedzieć? Sama nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
Dziewczyna również się zamyśliła.
- A ładny chociaż jest? - spytała po chwili.
- Co? - Spojrzałam na nią bacznie i pociągnęłam łyk piwa.
- No ten o którym myślisz. - zaśmiała się.
Moje brwi powędrowały do góry. Przejrzała mnie.
- Zależy jak dla kogo. - odparłam wymijająco, mając nadzieję że odpuści.
- A jak dla ciebie? - brnęła dalej.
- Muszę już iść. Do zobaczenia Sus. - warknęłam i wstałam z ławki.
- A oddasz mi piwo? - krzyknęła za mną dziewczyna, gdy odeszłam już kilka metrów.
- Nie. - burknęłam.
Jeszcze będzie mi potrzebne - dodałam w myślach.


***




   Siedział z nią na kanapie w jej pokoju. Ona tuliła się do niego od dobrych dwóch godzin i zawzięcie o czymś opowiadała. On myślami był gdzie indziej.
- Ashley, rozumiem że się stęskniłaś ale mnie przyduszasz. - westchnął, przenosząc wzrok na dziewczynę. Powoli miał jej dosyć.
Zignorowała jego słowa i trajkotała dalej.
- Muszę się przewietrzyć. - warknął zirytowany i zatrzasnął za sobą drzwi, zostawiając zaskoczoną blondynkę samą.
Wyszedł z Siedziby, ominął zabezpieczenia i ruszył na zatłoczone ulice Nowego Yorku. Myślał o tym co poczuł gdy zobaczył dziś swoją dziewczynę.
Cóż, na początku się ucieszył.
Gdy ją pocałował przestał się cieszyć.
Wkurzały go jej czerwone tęczówki które nie były niebieskie.
I włosy bez chociażby jednego czarnego refleksu.
Jej kolorowe ciuchy i lekkie buty, niebędące glanami więc nie wiedział kiedy się zbliżała.
I to że zamiast choć troszkę na niego zwyzywać tylko by się przytulała.
Ale była jeszcze jedna rzecz, która irytowała go najbardziej.

To nie była Savi.


***




*Miałam dodać jeszcze jedną rzecz ale się powstrzymałam :D
Postaram się dodać nowy rozdział w jak najkrótszym czasie ;*
Mam nadzieję, że ten się podobał, że zrozumieliście o co chodziło w zamyśleniu Savi i że skomentujecie tę notkę :D 

PS Dziękuję za ponad 4300 wyświetleń <3