Stał tak jeszcze trochę patrząc w miejsce w którym przed chwilą była.
Opuścił ramiona, a na jego twarzy zagościł gniew. Kopnął w ziemię, wyrzucając w powietrze tysiące ziarenek żwiru, którym był usiany ogród. Ktoś położył rękę na jego ramieniu, ale nie odwrócił się.
- Stary... - Zaczął Dylan.
- Nie kończ. Nic nie będzie dobrze. - powiedział odwracając się nagle. Po odejściu brunetki, całkowicie stracił wiarę w swoje wcześniejsze słowa. Ironia, nie?
- Ale Chris... - powiedziała Kim. - Odnajdzie się. Nie martw się o nią. Umie o siebie zadbać. - próbowała go przekonać, jednak bezskutecznie.
- Nic nie rozumiecie! - warknął zirytowany i usiadł na brzegu basenu.
Para stwierdziła, że da mu czas na przemyślenie wszystkiego i udała się do środka, za co mimo gniewu był im wdzięczny. Schował twarz w dłoniach gdy nagle usłyszał obok siebie cichy głos. Odwrócił się i zobaczył małą burzę rudych loków.
- Jullie. - przywitał się.
- Christopher. - Skinęła głową i zanurzyła stopy w spokojnej dotychczas tafli basenu. Czasem dziwił jej się. Pomimo bardzo młodego wieku, zachowywała się jak osoba dorosła. Ciągłe wizje cudzych śmierci najwyraźniej ją do tego zmusiły. Miewała co prawda zachowania typowe dla jedenastolatki, jednak zdarzało się to bardzo rzadko.
- Mogę ... - zaczął.
- Pytać możesz. Nie obiecuję, że odpowiem. - Przerwała mu.
Westchnął.
- Czy ta przepowiednia... którą wypowiedziałaś na początku lata...? - zawahał się, mając nadzieję, że i tym razem dziewczyna dopowie sobie resztę.
- Chcesz wiedzieć czy się spełni? - uśmiechnęła się nieśmiało, ale po chwili zawstydziła się i skryła twarz za kotarą ogniście rudych włosów.
- Tak.
- Cóż... Na początku były spore szanse, że się pomyliłam. Potem jak zauważyłam, zaczęliście powoli się dogadywać. Jeśli przychodzisz do mnie z tym pytaniem - Chciał jej przerwać, ale nie pozwoliła mu na to - Wiem, że to ja przyszłam. Kontynuując, jeśli teraz o tym rozmawiamy, domyślam się, że ostro się pokłóciliście... A to wszystko doprowadza do ... - Nie musiała kończyć. Wiedział.
- Nie ma już szans? - spytał. - Może jeśli bym...
- Zawsze są szanse, a próbować nikt ci nie zabroni. Jeśli jednak coś ma się spełnić, nie zmienisz tego, choćbyś nie wiem jak chciał. - Znów weszła mu w słowo. Gdyby był to ktokolwiek inny, wściekłby się, jednak teraz trzymał nerwy na wodzy. Potrzebował informacji.
Zapadła cisza, którą śmiało można było nazwać niezręczną.
- Przykro mi, że rozmawiasz ze mną tylko gdy czegoś chcesz. - powiedziała, bezbłędnie odgadując jego myśli - Ale nie mam ci tego za złe. Przyzwyczaiłam się. Zawsze jest tak samo. - westchnęła a chłopak dał jej delikatnego kuksańca.
Uśmiechnęła się nieśmiało i jak gdyby nigdy nic, wskoczyła do basenu. Gdy jednak spojrzał w wodę, nie zobaczył jej. Zniknęła.
~ Stanowczo zbyt dużo dziewczyn ostatnio ode mnie znika - pomyślał. Westchnął i ruszył do swojego pokoju, myśląc "co by było gdyby...?" ale jak zawsze w takich sytuacjach, tylko pogorszyło to jego humor.
***
Na początku nie wiedziałam gdzie się podziać. Będąc w okolicy postanowiłam odwiedzić starego przyjaciela. Swoje kroki skierowałam na cmentarz. Jako, że był dzień, a ja nie wyglądałam już jak bezdomna, strażnik przepuścił mnie bez większych zastrzeżeń. Mijałam groby, czytałam nagrobki. Witałam się ze zmarłymi. Jedni cieszyli się, że ich odwiedziłam, inni mieli mi za złe, że nadal żyję. Gdy jednak wyjaśniłam im, że pewnie długo już nie pożyję, rozpromienili się. Co poniektórzy zaproponowali mi nawet pośmiertne zamieszkanie w swoim grobie, jednak odmówiłam. Doszłam do swojego dawnego domu, za który robiło drzewo obok grobu Steave'a. Jakież było moje zdziwienie gdy nie ujrzałam drzewa, a jedynie uschnięty pieniek. Rozejrzałam się uważnie, wypatrując znajomego ducha. Coś poruszyło się w krzakach.
- Steave? - zawołałam na tyle cicho, aby strażnik nie usłyszał. Krzaki znieruchomiały.
Podeszłam i odchyliłam gałęzie. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to mega paka ciastek czekoladowych z kawałkami orzechów. - Cześć Steave. - powiedziałam, nawet nie patrząc na przyjaciela. Wiedziałam, że to on. Ciastka go zdradziły.
- Ooo... - wyjąkał, przyglądając mi się. - Cześć... Savi?
- Aż tak się zmieniłam? - zapytałam, siadając obok niego. Oparłam się o mur za nami i wyciągnęłam rękę po ciastko.
- Wyglądasz... ładnie. - odparł, nadal bacznie mi się przyglądając a jego oczy zrobiły wielkie jak talerze.
- Hmm... dzięki? - zaśmiałam się pomiędzy kęsami.
Chyba trochę się rozluźnił bo jego oczy wróciły do normalnych rozmiarów (czyt.; rozmiarów małych spodków pod filiżankę )
- Gdzie zniknęłaś? Z miesiąc cię nie było... Nie no! Nawet więcej! - Oburzył się - Martwiłem się o ciebie!
- Jak widzisz, żyję i mam się dobrze. - Uśmiechnęłam się, a duch zachłysnął się powietrzem - Co?
- Umiesz się uśmiechać! - Potrząsnął mną - Zrobili ci pranie mózgu!
- Nie zrobili mi prania mózgu Steave! - warknęłam, tym razem to on się uśmiechnął.
- Wraca stara Valent? - Podpuszczał mnie.
- Nie wraca. - zaprzeczyłam, wstając.
- A ty gdzie? Obraziłaś się?
- Nie, no co ty! Idę szukać noclegu, bo jak widzę moje drzewo sobie poszło.
- Nie poszło! - Zerwał się z ziemi - Jak się wyniosłaś, to taka grupka tu przychodziła i... O patrz! Tam idą! Zerknęłam we wskazaną przez chłopaka stronę i faktycznie - zobaczyłam cztery osoby zbliżające się do jego grobu.
- Odkąd cię tu nie ma, zarwali gałąź i nawet do własnego domu nie pozwalają mi wejść!
- Spoko. Pogadam z nimi. - zapewniłam go.
- Nie! - zawołał, ale ja odeszłam i przestałam zwracać na niego uwagę.
Dziewczyna która wydawała się być liderką tej paczki miała ogniście czerwone włosy i paliła fajkę, będąc niedbale opartą o ramię jakiegoś blondyna. Jej kumpele ( bo wnioskuję, że nimi były ); dwie blondynki, zawzięcie o czymś plotkowały popijając wódkę prosto z butelek.
- Czego tu? - burknęła jedna z blondynek, zwracając się do mnie.
- Zamknij się! - warknęła do niej Ruda i strąciła z fajki nadmiar popiołu. - Siema. - zwróciła się do mnie. Skinęłam głową. - Nie wyglądasz na glinę. - Stwierdziła przekrzywiając głowę w lewo. - Siadaj.
Usiadłam na ziemi.
- Jak masz na imię? - zapytała.
- Savi. - odparłam krótko, uważnie jej się przyglądając.
- Co to za imię? - skrzywiła się dziwnie, a ja mimo wszystko poczułam się urażona.
- Moja matka była Hiszpanką. - powiedziałam zgodnie z prawdą, siląc się na spokój.
- A... No chyba że tak... Jestem Susan, ale jak tak do mnie powiesz to masz przesrane. - ostrzegła - Sus jeszcze ujdzie. To Victorie - wskazała na tę bardziej pijaną blondynkę - to Erica, a to Jev. - trąciła w żebro chłopaka obok którego siedziała. Zaraz jeszcze przyjdzie ten idiota, co to go po piwo wysłałam. - zaczęła się rozglądać.
- Wcześniej ja tu mieszkałam. - mruknęłam prosto z mostu, chcąc przerwać ciszę. - ale się wyniosłam.
- Nieciekawa okolica. - przyznała Ruda, kiwając głową i wykrzywiając twarz w grymasie - Ale jak mus to mus. - wzruszyła ramionami i zaciągnęła się dymem.
- I teraz pewnie chcesz nas stąd wygonić, suko! - Zgadywała Erica, do której najwyraźniej dopiero co dotarło co powiedziałam.
- Uważaj na słowa. - warknęłam.
Steave miał chyba rację. Poza Siedzibą, stara Valent dawała o sobie znać.
- Bo co? - odwarknęła.
- Zamknąć mordy! - krzyknęła Sus.
Posłałam jeszcze mściwe spojrzenie w kierunku Ericki gdy nagle obok nas pojawił się jakiś brunet z dwoma zgrzewkami piwa. Odezwał się a mnie, aż zmroziło.
- Mam piwo i ... ooo - urwał gdy mnie zobaczył - Cześć Savi. - przywitał się radośnie z uśmiechem od ucha do ucha, jak gdybym była jego starą dobrą znajomą.
Westchnęłam ciężko. Już wiedziałam, że to nie skończy się dobrze.
- Cześć Col.
*Witam, witam :) Zaczyna się życie Savi poza Siedzibą :D
Muszę was zmartwić : W kilku następnych rozdziałach ( jeszcze nie wiem ilu [ może pięciu, może dwóch ] ) Savi i Chris się nie spotkają. Będą jedynie retrospekcje i oddzielne perspektywy ;) Będzie też nie małe zamieszanie wywołane przez Col'a.
Co do Sus: Opisując ją uwolniłam moje alter ego o imieniu Susan :D Przywitajcie się :)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
SZEŚĆ KOMENTARZY = NEXT
PS Dedykuję Natalie ( nie mam pojęcia jak to odmienić tuturutu.... ) i z całego serca życzę jej aby lenistwo choć trochę ustąpiło ;****
Pierwsza! Cuuuudo! świetny rozdział życzę weny i czekam na next
OdpowiedzUsuńLA.
Świetny rozdział, ale proszę oświecenia mnie kim był Col? ;D bo moja pamięć trochę szwankuje :/ czy to nie był ten co groził Savi?
OdpowiedzUsuńNiesamowite. Ten powrót Savi na cmentarz. Ciekawe czemu ta młodzież nie pozwala wejść Steav'owi do grobu i ciekawe dlaczego teraz są na cmentarzu. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO jeju... Akcja się rozkręca! <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Czo.
W tym momencie żałuję, że nie mam konta Google. Ale chyba specjalnie je założę, by móc komentować twoje rozdziały.
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu za pośrednictwem Facebooka i kiedy zaczęłam czytać po kolei wszystkie rozdziały, nie mogłam się oderwać.
Świetnie prowadzisz akcję, jednak jestem fanką romantycznych scen z główną bohaterką, więc będę niecierpliwie wyczekiwać rozdziału, w którym Savi i Chris w końcu soę spotkają.
Czekam na nexta! c:
Rozdział jak zwykle świetny czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńMia
Super rozdział. Kiedy będzie next bo nie mogę się doczekać?
OdpowiedzUsuńFiona
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAwww.. dedykacja? Dla mnie?
OdpowiedzUsuńAle że naprawdę? :o
Ludzie, chyba dostałam awans xD
I na początku chciałabym przeprosić za to, że dopiero teraz komentuje ale ostatnio nawet na komputer nie wchodziłam bo cały ten czas spędzałam włócząc się po 2 km tunelach, wartych mojego ojczulka :D
Rozdział boski *-*
Z jednej strony szkoda mi trochę Chrisa, ale jako że jestem córką Hadesa to lubię jak ktoś cierpi ^^
Savi taka bad girl, ja to bym się jej bała na ich miejscu.
A ten Col to co tu robi, szczęścia szuka? Yh, na cmentarzu, na pewno je znajdzie.
Steave wrócił! Uwielbiam tą postać, nie mam pojęcia czemu xD
To ja się zabieram za czytanie kolejnego rozdziału ^^