Piosenki

niedziela, 11 maja 2014

VII - Chwile grozy



- ATAKUJĄ  SIEDZIBĘ!!!

   Zerwaliśmy się na równe nogi.
   Chris chwycił dwa miecze i rzucił mi jeden. Ja dostałam miecz w połowie wykonany z żelaza w połowie z niebiańskiego spiżu, a on dostał czarny, ze stygijskiego żelaza. Spojrzeliśmy po sobie i w tej samej chwili podrzuciliśmy broń w przeciwne strony. On chwycił swój a ja swój. No - od razu lepiej. W drzwiach przepchnęłam się do przodu i ruszyłam po schodach aby dostać się na dach. Nie wiedziałam jednak że dach w tym miejscu jest niekryty. Spojrzałam w lewo i zamarłam, w moją stronę leciał wielki smok. 
   Miał co najmniej cztery i pół metra długości, dwa metry szerokości i głowę wielkości tylnego koła od traktora. Turkusowo zielone łuski ciągnęły się od czubka głowy aż po kraniec ogona którym wywijał tak zamaszyście że po drodze wywalił kilka drzew z pobliskiego lasu. Miałam wrażenie że jego ogromne ślepia przewiercają mnie na wylot, co z resztą mogło być bardzo prawdopodobne. W moją stronę ruszyła ogromna kula ognia. Stałam tak bez ruchu, sparaliżowana strachem. Już czułam ciepło na twarzy i powoli żegnałam się ze światem kiedy poczułam silne szarpnięcie gdzieś z tyłu.
   To Chris objął mnie w talii i w ostatnim momencie przyciągnął do siebie, jednocześnie chowając się pod dachem.
- Dzięki. - westchnęłam z wdzięcznością. On jednak tylko lekko się uśmiechnął.
   W tej samej chwili usłyszeliśmy wybuch. Chris gestem pokazał mi żebym się nie ruszała a sam lekko wychylił się ponad balustradę otaczającą schody. Spojrzałam mu przez ramię. Ognista kula, początkowo wycelowana we mnie trafiła w wielki dąb stojący koło basenu na obrzeżach lasu, a ten zajął się ogniem. Na nic nie zdały się usilne próby ugaszenia drzewa przez nimfy leśne. Stare konary nie wytrzymały tej próby, drzewo zajęło się ogniem i po chwili runęło prosto do basenu. Jednak nawet woda nie ugasiła szybko rozprzestrzeniających się płomieni. Po chwili ogień zaczął piąć się po innych drzewach.
   Teraz powoli docierała do mnie powaga sytuacji. Gdyby nie Chris z którym tak nawiasem mówiąc nie byłam w za dobrych stosunkach, ogień trafił by we mnie. To mogło nie być drzewo. To mogłam być ja.
   Od rozmyślań oderwały mnie odgłosy walki tuż obok mnie. Chris biegł już w tamtą stronę, a ja ruszyłam za nim. Stanęliśmy obok krańca dachu i spojrzeliśmy w dół. Ujrzałam na dole ogromną Hydrę z pięcioma głowami, w tym jedną ziejącą ogniem. Na szczęście nie był to ogień grecki, ponieważ dało się go ugasić. Po kolorze łusek rozpoznałam w niej stworzenie morskie. Była zadziwiająco podobna do smoka który....
   Rozejrzałam się uważnie i spostrzegłam, że faktycznie - wszystkie stworzenia, od smoków począwszy, przez cyklopy i trytony a kończąc na hydrze - były pochodzenia morskiego.
- Dlaczego Posejdon miałby nas atakować? - spytałam. Chłopak spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem.
- Dlaczego uważasz, że to Posejdon? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Nie powiem zirytowałam się, bo cierpliwością niestety nie grzeszyłam ale postanowiłam wszystko mu wyjaśnić.
- Przyjrzyj im się. Co mają wspólnego? - westchnęłam.
- No nie wiem, wszystkie mają łuski? - spytał, a ja entuzjastycznie zaklaskałam jednak nadal patrzyłam na niego z politowaniem.
- Co jeszcze?!
- Są niebieskie?
- No! A teraz się rusz! Trzeba pomóc tym na dole! - wrzasnęłam przekrzykując wybuchy.
- A niby jak chcesz się tam dostać? Po schodach nie dotrzemy na czas. - pokręcił głową. Rozejrzałam się, spojrzałam na ziemię i wpadłam na genialny pomysł. Przerzuciłam nogi przez balustradę i jeszcze raz spojrzałam w dół. - Co robisz? Chyba nie zamierzasz skakać z trzeciego piętra?
- Zaufaj mi. - powiedziałam i gestem pokazałam mu, aby stanął obok mnie.
- Oszalałaś. - stwierdził.
- Jest czterdzieści dziewięć procent na to że rozplaszczymy się o glebę. - powiedziałam mu uczciwie aby wiedział na czym stoi.
- To mniej niż połowa. - Wzruszył ramionami, przeskoczył przez barierkę i stanął obok mnie. - Jesteś pewna?
- Nie. - przyznałam, patrząc mu w oczy.
- Okey, Valent. Masz jedną szansę, żebym potem nie żałował że ci zaufałem.
   Złapałam go za rękę, nie zwracając uwagi na jego dziwną minę, skoczyłam w dół ciągnąc go za sobą i w myślach pomodliłam się do ojca.
   "-Hej tato, emm... tak jakby zaraz przywalę o ziemię więc gdybyś mógł być tak miły i zrobić jakieś czary mary żebym przeżyła? Dzięki."

   Nie wiem jak, ale zadziałało. Byliśmy już jakiś metr od ziemi i właśnie wtedy przestałam wierzyć w powodzenie mojego planu, ale zamiast uderzyć w beton, odbiliśmy się od niego i łagodnie upadliśmy trawę. Taaa... bardzo łagodnie, no przynajmniej ja.
- Wygodnie ci? - spytał Chris leżąc pode mną na brzuchu.
- Nawet, nawet aczkolwiek jesteś bardzo kościsty. Myślałeś kiedyś o pójściu na siłkę? - zapytałam przekomarzając się z nim, jednak wstałam i wyciągnęłam rękę aby pomóc mu wstać.
- Bardzo śmieszne, ale tak jakby jesteśmy oblężeni więc no wiesz...?
- A, no tak...- powiedziałam, podniosłam swój miecz z ziemi i ruszyłam na pomoc Ashley która właśnie walczyła z harpiami które nijak nie pasowały do swych podmorskich legionów. Dziewczyna jednak właśnie pokonała swoją przeciwniczkę i ruszyła w moją stronę, krzycząc coś. Jednak dopiero gdy podbiegła na odległość kilku metrów usłyszałam co mówiła;
- Savi! Za tobą!
   Odwróciłam się w chwili w której dwie ohydne harpie wyciągnęły pazury by wbić je w moje ramiona i unieść się w powietrze gdy ktoś popchnął mnie na ziemię. Ashley skoczyła by odtrącić napastniczki ale mniejsza z harpii wytrąciła jej miecz z ręki a większa uniosła ją w powietrze.
   Rzuciłam się w tamtą stronę aby jakoś jej pomóc, ale ktoś z powrotem popchnął mnie na ziemię w chwili gdy kolejna kula ognia przeleciała jakieś trzydzieści centymetrów nad moją głową. Gdy znów spróbowałam się wyrwać, zobaczyłam twarz Chrisa tuż przy swojej.
- Uspokój się Valent!
- Musimy jej pomóc! - załkałam.
- I pomożemy. - Obiecał. - Ale musimy się wymknąć tak żeby nikt nas nie zauważył, bo Diana i Hera nas nie puszczą. Rozumiesz?
- Hera?
- Rozumiesz?!
   Pokiwałam głową i załkałam cicho. Musiałam jej pomóc, to mnie chciały harpie. To wszystko przeze mnie. Chris jakby czytając mi w myślach powiedział;
- To nie twoja wina. Znajdziemy ją i sprowadzimy z powrotem. - powiedział starając się mnie uspokoić, ale w jego oczach widziałam że sam nie do końca wierzy w swoje słowa.
   A potem zdarzyło się najdziwniejsze. Przytulił mnie pozwalając moim łzą splamić swój podkoszulek.



*Nowy rozdział już za kilka dni :* Wbijajcie na facebooka https://www.facebook.com/SaviValentblogi .

PS nie mogę uwierzy ile miałam wyświetleń, dziękuję! <3










5 komentarzy:

  1. wow jestem pod wrażeniem *.* Chociaż trochę głupio, że Savi w ogóle nie walczyła, tylko cały czas ktoś popychał ją na ziemię i ratował jej życie ;/ No ale oki ;))) Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne ale Savi chyba tylko leżała na ziemi

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiem tak, Savi zbierała siły na następny rozdział ;* tam będzie więcej akcji w jej wykonaniu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. fajny rozdział ale nie rozumiem za bardzo zachowania Chrisa. Pozdrawiam i zapraszam na mojego bloga http://przekletydwor.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. CUDO
    Niesamowite, mi się bardzo podoba. TAK wpadłam na to przez FB ale co z tego?! Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :)
    <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń

* Nie pisz "fajny rozdział", bo wtedy wiem że go nie czytałeś.
* Możesz zareklamować się pod swoją opinią o rozdziale, nie dodawaj komentarzy typu "Spoko, zapraszam do siebie http://cośtam.cośtam.com/pl"
* Tylko szczere opinie.
* Kocham długie komentarze
* Wejdę w każdy podesłany link do bloga ;)
.