Nie byłam tu na wakacjach. Zostałam wplątana w jakąś dziwną grę. Celem tej gry było odnalezienie przyjaciółki. Mogłam wygrać, ale bałam się kosztów tej wygranej. Niby trzeba być gotowym na wszystko, a ja dla Ashley skoczyłabym w ogień, jednak nadal bałam się o jedną rzecz. Nawet jeśli uratuję Ash, polegną inne bliskie mi osoby. A tego bym nie przeżyła.
Wcześniej ludzie powtarzali mi, że życie to wspaniała rzecz. Cudowna gra. Jednak nie zawsze tak jest. Ta gra jest cudowna tylko dla zwycięzcy a ja w tym przypadku wylosowałam najgorsze możliwe karty. Lecz skoro zaczęłam, musiałam brnąć dalej. Albo to albo...
Game Over.
* * *
Hawaje to przepiękne miejsce. Piękne plaże, malownicze krajobrazy, uśmiechnięci tubylcy i rodziny z dziećmi wesoło pluskające się w oceanie. A, no i ja. Nijak nie pasująca do tego obrazka. Ciemne ubrania i glany wyróżniały się na tle kolorowych Hawajskich sukienek i koszul. Normalnie nie szczególnie bym się tym przejęła, taki mam styl a innym nic do tego. Jednak teraz byłam pod przykrywką. Działałam incognito, jak ninja lub szpieg. Ale nie byłam ani jednym ani drugim. Byłam detektywem, a i ta zabawa wcale a wcale mi się nie podobała.
Ruszyłam przed siebie, przepychając się przez tłum napierający na mnie ze wszystkich stron, próbujący dostać się jak najbliżej oceanu.
~A niech was rekiny pożrą - pomyślałam.
Ruszyłam w stronę pobliskiego lasu, przedzierałam się przez drzewa aż dotarłam na niewielką polankę. Nazbierałam drwa na opał i rozpaliłam niewielkie ognisko. Wyjęłam z torby poduszkę i koc. Postanowiłam otworzyć jedną z puszek i korzystając z rozpalonego wcześniej ognia, podgrzałam sobie pomidorówkę.
Gdy zjadłam, położyłam się na plecach i spojrzałam w niebo. Mimo wczesnej pory ogarnęło mnie zmęczenie prawdopodobnie spowodowane podróżą. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
* * *
Usłyszałam nad sobą ciche głosy, i lekko uchyliłam jedną z powiek.
O qrwa.
Nad moją torbą pochylał się jakiś chłopak, było ciemno więc nie widziałam go zbyt szczególnie. Miał ciemne włosy i był ubrany w biały podkoszulek i jeansy. Obok niego klęczał ... krasnoludek? Nie na pewno nie, ale w mitologii nigdy nic nie wiadomo. I właśnie zrozumiałam co się stało. Jak mogłam być taka głupia?! Naprawdę myślałam, że jak rozpalę ognisko to nikt nie zobaczy dymu?! Cholera!
Niewiele myśląc odrzuciłam koc, wstałam i rąbnęłam krasnoludka poduszką. Zerwałam z szyi naszyjnik który błyskawicznie zmienił się w miecz i zaatakowałam chłopaka. Mój przeciwnik miał jednak dobry refleks i zdążył odeprzeć uderzenie swoim mieczem. Parowałam i cięłam, aż powaliłam go na ziemię. O dziwo nie zranił mnie zbyt mocno, ale po policzku leciała mi strużka krwi. Z nim było ciut gorzej; wcześniej trafiłam go mieczem w udo.
Nie długo jednak szczyciłam się moim małym zwycięstwem, ponieważ zapomniałam o krasnoludku który niepostrzeżenie zaszedł mnie od tyłu i dość mocno rąbnął mnie w plecy tym samym powalając mnie na ziemię. Chłopak zerwał się na równe nogi, usiadł na mnie okrakiem i jedną ręką unieruchomił mi ręce nad głową a drugą przyłożył mi do ust. Próbowałam go ugryźć ale mi się nie udało.
- Nie szarp się słonko. Nic ci to nie da.
Zaszczyciłam go mściwym spojrzeniem i zaczęłam mocniej się szarpać.
- Rolli - Zwrócił się do krasnoludka, ani na chwilę nie spuszczając ze mnie wzroku.- Podaj mi jej miecz.-Moje oczu powiększył się do rozmiaru talerzy. ~Własnym mieczem chcesz mnie zabić gnojku?! - Ładny, ze żelaza stygijskiego o ile się nie mylę. Zatrzymam go sobie.
Pokiwał z uznaniem głową i chytrze się uśmiechnął. Jednak moją uwagę przykuło coś innego. Ktoś inny. Dziewczyna która pojawiła się za jego plecami, bardzo mi kogoś przypominała. Spojrzała na mnie a okulary spadły jej z nosa. Jej krwistoczerwone oczy przewiercały mnie na wylot. Chłopak odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął się.
- Nikogo nie znalazłam, była tu sama. - powiedziała nadal się we mnie wpatrując. W oczach zakręciły mi się łzy gniewu i bezradności. A ja chciałam ją ratować?!
- Dobrze. - odparł i wycelował we mnie moim mieczem, jednocześnie zabierając rękę z mojej twarzy.
- ASHLEY! NIECH NO TYLKO TEN KRETYN MNIE PUŚCI TO TAK CIĘ JEBNE W TEN TWÓJ GŁUPI ŁEB ŻE AŻ CI CZAPKA SPADNIE! - wrzasnęłam, na chwilę przestając przejmować się chłopakiem który właśnie przymierzał się do zabicia mnie.
- Ty ją znasz? - zapytał mnie, na chwilę opuszczając ostrze.
- Tak mi się wydawało. - syknęłam starając się wpleść w tę wypowiedź jak najwięcej jadu.
- To nie moja wina! - krzyknęła Ash.
- A co może moja?! Przyjechałam tu żeby cię ratować, po tym jak te głupie Harpie cię porwały! - krzyknęłam.
- Spóźniłaś się, Coll mnie uratował podczas gdy ty robiłaś nie wiadomo co z moim chłopakiem!
Na te słowa wreszcie przestałam się szarpać.
- Co? - spytałam osłupiała.
- Myślisz, że nie widziałam jak na siebie patrzycie?!
- Ja go nawet nie lubię!
- Jasne, na pewno to sobie wymyśliłam! - warknęła.
- Urok Blondynek, - wzruszyłam ramionami. - Wy już tak macie. Nieograniczona wyobraźnia to wasz znak rozpoznawczy.
- Powinnaś mnie błagać o litość! Jakbyś jeszcze nie zauważyła to ty jesteś przyparta do ściany! Nie ja!
- Chyba śnisz! - warknęłam i zwróciłam się do chłopaka. - No dalej zabij mnie! Na co czekasz?!
Wzruszył ramionami i ponownie uniósł mój miecz w górę. Po raz kolejny żegnałam się z życiem, gdy nagle zobaczyłam jakiś ruch pomiędzy drzewami. Dylan pokazał mi na migi żebym była cicho i podkradł się od tyłu do Ashley, a Chris podbiegł i zrzucił ze mnie Coll'a, jednak chłopak zdążył wbić mi miecz w brzuch. Nie wiedziałam co się wokół mnie działo, przed oczami pojawiły mi się ciemne plamy. ~Nie możesz zemdleć ~ powtarzałam sobie w myślach ~ Nie teraz.
Kątem oka zobaczyłam, że Dylanowi udało się obezwładnić Ashley i przywiązać ją do drzewa, a teraz trzymał krasnoludka za nogi, głową w dół i zamaszyście nim machał. Pomimo powagi sytuacji rozbawiło mnie to. Gdy się zaśmiałam poczułam jak miecz wbija się coraz głębiej. Nie widziałam Chrisa i bałam się czy udało mu się pokonać Coll'a. Przed oczami mignęła mi twarz Kim - dziewczyny mojego brata. Czy to możliwe żeby tu była?
- Dasz radę Savi. Patrz na mnie! Nie zamykaj oczu! Uratujemy Cię! - szepnęła. A może krzyczała? Tego jednak nie byłam w stanie określić. Starałam się jak mogłam ale oczy same zaczęły mi się zamykać. Usłyszałam już tylko jak Kim woła Dylana na pomoc, a potem wszystko zalała ciemność.
*Uhh, poważnie się zrobiło. Spontan wali mi do głowy. Powiedziałabym wam tak mniej więcej co będzie dalej, ale sama jeszcze tego nie wiem. Tararararara, z góry przepraszam Adę i Mikołaja ale akcja jednak nie rozegra się dokładnie tak jak na początku myślałam i jak wam opowiadałam :/ Mogę wam tylko zagwarantować, że Ash nie jest taka z własnej woli i mówiąc że to nie jej wina, nie kłamała. Mam nadzieję, że rozdział się podobał i że wprowadziłam troszkę zamętu w waszych głowach . Accio komentarze! XD
PS jak widzieliście, zmieniłam szablon i dodałam pasek z muzyką ;* piszcie czy u was też działa, jeśli nie, postaram się coś z tym zrobić :D
Rozdział bardzo mi się podoba :3 A co do muzyki TRZY RAZY TAK PRZECHODZISZ DALEJ :D
OdpowiedzUsuńDziękuję :D mam nadzieję, że następne rozdziały też Ci się spodobają, rozplanowałam je sobie jakoś i myślę, że powinny być okey, ale nie mnie to oceniać ;)
Usuń