Ciemne korytarze dłużyły nam się w nieskończoność. Zaczęłam liczyć zakręty, ale zgubiłam się na sześćdziesiątym którymś. W końcu nie wytrzymałam, cisza była zbyt gęsta.
- Tyson, jak ty spamiętałeś te wszystkie korytarze? - spytałam patrząc na niego z podziwem.
- Co? - Spojrzał na mnie dziwnie. - A taaa... No bo, to jest tak, że w jakimś małym stopniu to ja nie do końca wiem dokąd idziemy... - Zmieszał się.
Ustałam w pół kroku, jednocześnie zatrzymując Chrisa, który nadal trzymał mnie za rękę.
- Słucham?! Jak to nie wiesz? - Moje oczy ciskały pioruny.
- No bo te wszystkie korytarze wyglądają tak samo. - jęknął cyklop.
- Zauważyłam. - mruknęłam przez zaciśnięte zęby. - Co teraz?
Przez chwilę nikt się nie odzywał. Usłyszałam kroki.
Otworzyłam usta, ale Chris zasłonił je ręką i przyciągnął mnie pod ścianę. Zacisnęłam powieki, byłam pewna, że to koniec.
Ale strażnik przeszedł obojętnie, nie zwracając na nas uwagi i nawet nie przyświecając sobie latarką. Wyglądał jak zahipnotyzowany.
- Musimy się stąd wydostać. - szepnął Blondyn. Skinęłam głową. - I się wydostaniemy.
- Tyson? - szepnęłam, nie słysząc cyklopa od kilku chwil.
Nie odpowiedział. Zniknął.
- Idziemy. - warknął Arc, ciągnąc mnie za rękę. - Wiedziałem że nie możemy mu ufać. Wyprowadził nas w pole i zwiał. Poradzimy sobie sami.
***
- NIE MA GO OD PIĘCIU DNI, A TY DO CHOLERY TERAZ MI MÓWISZ?! - krzyczała Diana. Ashley siedziała na podłodze kilka metrów dalej, chowając się za kanapą. Nad jej głową przeleciał kolejny wazon.
- Myślałam że po prostu się obraził! - odkrzyknęła.
- A może coś mu się stało! O tym nie pomyślałaś?! - warknęła niebieskooka.
Ash wychyliła się znad oparcia mebla i hardo spojrzała na rywalkę.
- Oprócz wymieniania się śliną z Valent raczej nic mu nie jest. - wycedziła.
- Co? - Diana nie mogła uwierzyć. - Całowali się?
- Brawo. - Córka Aresa zaklaskała. - A wiesz czyj to chłopak? - wskazała palcem na siebie i bezgłośnie powiedziała "mój".
- Ale chwila, skąd to wiesz? - dopytywała.
Nagle do pokoju wpadł Rey, jak zwykle w wyśmienitym humorze. Jak zwykle gdy w pobliżu nie kręci się Chris.
- Diana! - krzyczał podniecony. - Dianaaaaaaaaaaa! Diaaaaaanaaaaa! - Podbiegł do swojej dziewczyny i chwycił ją w ramiona, obracając się dookoła własnej osi. - Moje pelargonie wyrosły!
- Co? - warknęła gdy brunet ją puścił. - Mam troszeczkę ważniejsze sprawy na głowie niż te twoje kwiatki! - odtrąciła go. - Chrisa nie ma od pięciu dni, a ty mi tu o chwastach pieprzysz!
Do salonu weszli Dylan z Kim, oraz Sherry i Lucy ale Diana chyba ich nie zauważyła.
- Chrisa... co? - zmieszał się.
- Tak nie ma go! Zniknął! - warknęła. - I Savi chyba też.
- I dobrze. - fuknął Rey - Nie lubię jej. Jest głupia, przemądrzała i bezczelna. - dodał, poprawiając grzywkę. Blondynka nie zastanawiając się zbytnio, wymierzyła mu siarczysty policzek.
Brunet zwinął rękę w pięść i uderzył dziewczynę w twarz. Diana zachwiała się i upadłaby gdyby Dylan nie złapał jej chwilkę przed spotkaniem z podłogą. Pomógł jej wstać a potem rzucił się na syna Demeter. Udało mu się powalić chłopaka i przygwoździć go do podłogi.
- Nikt. Nie. Będzie. Uderzał. Dziewczyny. Zwłaszcza. Ty. Śmieciu. - warczał, każde słowo poprzedzając ciosem. - I. Nikt. Nie. Będzie. Obrażał. Mojej. Siostry!
Rey próbował osłonić się rękami, ale był bezsilny wobec wściekłego Dylana. Kim chciała odciągnąć swojego chłopaka, ale z marnym skutkiem.
I nagle wszystko ustało, rozbłysło jaskrawe światło, a na podłogę upadło czyjeś ciało.
- Bogowie! To Chris! - krzyknął ktoś.
Ashley rzuciła się na chłopaka i zaczęła płakać. Diana szybko odsunęła ją od blondyna, gdy ten skrzywił się i spróbował otworzyć oczy.
- Za.. jasno... - jęknął.
Ktoś szybko zasłonił okna.
- Chris! Chris powiedz mi proszę jak się tu dostałeś! - powiedziała Diana, na migi pokazując Kim, żeby sprowadziła kogoś z apteczką. Chłopak wyszeptał jakieś imię i Blondynka dopiero po chwili zorientowała się, że powiedział "Hera".
Ashley próbowała przepchać się do niego, ale przestała gdy wypowiedział jeszcze jedno imię.
- Savi. - mruknął, ponownie zamykając oczy - Savi tam została.
*Wcześniej*
Szybko biegliśmy korytarzem, uciekając przed wściekłą armią cyklopów. Okazało się, że Tyson jednak nie prowadził nas aż tak źle. Z miejsca w którym nas zostawił można było dojść do wyjścia, lub do zbrojowni pełnej wrogów. Jak myślicie, gdzie trafiliśmy?
Macie rację. Dobrze myślicie.
Otóż w zbrojowni nie przyjęli za ciepło pary poobijanych nastolatków, uciekających z więzienia.
Chris co chwilę się potykał,a skręcona kostka nie pomagała mu w biegu. Za każdym razem pomagałam mu wstać i biegliśmy dalej, pokonując kolejne zakręty, choć wiedziałam, że sprawia mu to ból. Udawał, że nic mu nie jest i uśmiechał się do mnie słabo, za każdym razem gdy patrzyłam na niego z powątpiewaniem. Ja również byłam głodna, spragniona, zmęczona, poobijana i krwawiłam w niektórych miejscach, a mimo to trzymałam się lepiej od niego.
Gdzieś, w korytarzu niczym nie różniącym się od innych zaatakował nas Col, próbujący szarżować za ciężkim dla niego mieczem. Gdy dźgnął Chrisa w udo, wkurzyłam się i wskoczyłam mu na plecy, przyduszając.
Brunet wypuścił mój miecz z ręki. Szybko zeskoczyłam z jego pleców i kopnęłam go w tyłek, a on przywalił głową w ścianę. Po chwili jednak chwiejnie się podniósł, a ja zaczęłam zastanawiać się, czy ten koleś aby na pewno nie jest niezniszczalny.
Chwyciłam miecz i przywaliłam mu w czoło głownią.
Chyba stwierdził, że już nic nie zdziała i w końcu zemdlał. Szybko podbiegłam do Chrisa i zdejmując z siebie jego bluzę, próbowałam zatamować krwotok prowizoryczną opaską uciskową. Pomogłam mu oprzeć się plecami o ścianę a potem oparłam czoło o jego czoło. Spuściłam wzrok. Było mi tak głupio. Gdyby nie to, że załatwiła mnie mgiełka, teraz nie siedzielibyśmy w ciemnych, zapyziałych lochach a on nie wykrwawiał by się na śmierć.
- Przepraszam Chris. - szepnęłam przez łzy.
Złapał mnie pod brodę, zmuszając, żebym na niego spojrzała.
- To nie twoja wina. - odparł hardo.
- Moja. - zaszlochałam, jednocześnie modląc się do wszystkich znanych mi bogów, żeby uratowali chociaż jego. Przez chwilę wydawało mi się, że nawiązałam jakąś więź z Herą, więc szybko poprosiłam ją aby pomogła mi przenieść Chrisa do Siedziby. Uczucie to jednak szybko zniknęło. Nic się nie wydarzyło. Straciłam nadzieję. - Wiesz, że to koniec?
- Wiem. Dlatego coś ci powiem.
Przyciągnął mnie do siebie i pocałował w usta.
- Kocham cię Valent. - szepnął tak cicho, że nie byłam pewna czy mi się nie przesłyszało.
Błysnęło jaskrawe światło, tak jasne że oślepiło mnie na chwilę. Gdy znów mogłam patrzeć Chrisa już nie było. Uśmiechnęłam się i wytarłam łzy.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam, choć wiedziałam, że już mnie nie słyszy.
Teraz mogli mnie zabić, bo umarłabym szczęśliwa i z czystym sumieniem.
*Hahahahahahahaha Bogowie, jaki mam zaciesz :DDDD
Wiem, że wy też się teraz cieszycie do monitorów. Nie trzeba być wyrocznią delficką żeby to wiedzieć. <3
Podoba wam się? Piszcie szczerze :3 :DDD
Nowy rozdział pojawi się gdy będzie 8 komentarzy :D podbijam stawkę.
Bardzo się cieszę, że jest nas coraz więcej, więc zapraszajcie znajomych <3
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
OSIEM KOMENTARZY = NEXT
Dziewczyno ! Wreszcie się doczekałam. Tak bardzo bym chciała, żeby był z tego film *-* Mam nadzieję, że jak najszybciej będzie te osiem komentarzy. Będę promować twój blog na innych stronach jeśli chcesz. Najlepszy był moment gdy Chris pocałował Savi i powiedział, że ją kocha ♥ A ja też kocham ciebie i twoje opowiadania. :*
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział *.* . Odkąd zaczęłam czytać Twojego bloga nie mogłam się doczekać takiego momentu z Chrisem i Savi ;) . Nie umiem pisać długich komentarzy, więc mam nadzieję że tyle wystarczy.
OdpowiedzUsuńPs. Czekam na next :) .
Przeczytałam kilka pierwszych rozdziałów, bardzo fajnie piszesz i przede wszystkim oryginalna tematyka! Nie spotkałąm się jeszcze z takim blogiem :) Lecę kontynuować!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wpadniesz również do mnie: SPIKED-SOUL.BLOGSPOT.COM i może zaobserwujesz :)
Pozdrawiam i życzę miłego popołudnia!
Elwira
No i się doczekalam <3 boże ten moment no po prostu ajfjdhegoejdaaa *-* niech szybko się wbje to 8 komentarzy bo nie wytrzyyyymaaaaam ;____; ja chce juz next!
OdpowiedzUsuńJestem tu nowa wiec witam wszystkich a przedewszystkim autorke. No wiec tak. Bardzo fajny blog o herosach. Calkiem inny od tych ktore czytalam i czytam dalej. Chris jest taki mniamniusny ze chcialabym miec takiego w rzeczywistosci xD rozdzial swietny i czekam na wiecej :D
OdpowiedzUsuńOMFGODS *.* Jak słodko <3 Tylko czemu Savi tam została? ;-; Ale rzygam tęczą *u* Tylko proszę, nie zabijaj jej, ok? Ona ma być z Chrisem! #ChaviForever #ChaviShippers
OdpowiedzUsuńBogowie, kocham tego fanficka <3
Pozdrawiam :*
~ Wiktoria, Córka Posejdona :3
Awww *O*
OdpowiedzUsuńNo po prostu cudo :3
Nie mogę się doczekać next :D
OMG
OdpowiedzUsuńOMG
OMGOMGOMGOMOGMOGMGOGMOGMGOGMGOGMOGMOGMGOG
JEZUJEZUJEZU
CHAVI FOREVA, CHAVI EVERYWHERE
I CAN'T BREATHE
NARESZCIE NARESZCIE
ALE SŁUCHAJ JA CI POWIEM DWIE RZECZY:
ZABIJESZ CHAVI ALBO ZABIJESZ CHRISA
TO JA ZABIJĘ CIEBIE, PRZYSIĘGAM
PAMIĘTAJ, ŻE JA MAM BYĆ CHRZESNĄ ICH DZIECI, OKAY? BĘDĄ MIEĆ CÓRECZKĘ I SYNKA, A JA BĘDĘ CHRZESNĄ I CÓRECZKI I SYNKA.
+ ZAKŁADAM NOWEGO BLOGA O VICTOIRE LEL
POZDROWIONKA KCKCKCKCKC <3
Dobra tamten komentarz nie miał sensu.
Usuń*gadanie typowej fangirl*
,,- Kocham cię Valent. - szepnął tak cicho, że nie byłam pewna czy mi się nie przesłyszało."
Przysięgam, że się popłakałam. Nareszcie, nareszcie normalnie. Serio, nie możesz zabić ani Savi ani Chrisa, bo złamałabyś serca tysiąca swoich czytelniczek, a tego chyba nie chcesz.
*chyba że masz duszę Johna Greena*
Rozdział cud, miód i malina, zresztą jak zwykle.
aha i jeszcze jedno:
NOMINOWAŁAM CIĘ DO LBA, SZCZEGÓŁY TUTAJ:
http://two-sisters-two-worlds.blogspot.com/2014/10/liebster-blog-award.html
Czuje się niezwykle dumna i uprzywilejowana, że nabijam ósmy komentarz i to (pośrednio) dzięki mnie niedługo ukarze się kolejny rozdział! </3
OdpowiedzUsuń"- Diana! - krzyczał podniecony. - Dianaaaaaaaaaaa! Diaaaaaanaaaaa! - Podbiegł do swojej dziewczyny i chwycił ją w ramiona, obracając się dookoła własnej osi. - Moje pelargonie wyrosły!" ~ oplułam ekran i zakrztusiłam się sokiem ze śmiechu. Dziękuję, dobranoc.
Ogółem - po prostu boski rozdział. Krótki, zwięzły i na temat. Czasem w całej historii bloga potrzebne jest kilka krótszych rozdziałów. Ten zdecydowanie Ci się udał.
KOCHAM. ZRANIONE. I. WŚCIEKŁE. DZIEWCZYNY. Mam nadzieję, że nie zepsujesz teraz tego uczucia, które targa Ash i będą z tego niezłe sceny.
Pisz! Weny życzę, które ja akurat na ten komentarz nie mam! *i to wcale nie dlatego, że załamałam się moim poziomem pisania po przeczytaniu tego rozdziału, wcale*
Jess.
nie uwierzysz jaki mam zaciesz, że rodzina nie wie co się ze mną dzieje. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. W niektórych miejscach nie mogłam ze śmiechu, ale pod koniec brakowało a bym się popłakała. To jest takie piękne. CZEMU TAKIE RZECZY NIE DZIEJĄ SIĘ NA PRAWDĘ????
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Usiadłam do twojego bloga 1,5 godz. temu i się zakochałam *_* co prawda bardzo różnię się od Savi i momentami mega mnie wkurzała to teraz serio ją polubiłam i prosiłabym żebyś ją jednak jakoś z tego lochu wyciągnęła ^^ czekam na następny rozdział
OdpowiedzUsuń