Pierwsza
myśl? Umarłam.
Nie
no chyba jednak nie, bo wszystko boli jak cholera, ale chyba
najbardziej brzuch. Tylko dlaczego?...
Głupia
idiotka! Głupia, głupia głupia! - skarciłam się w
myślach - Nazywaj się Savi Valent, rozpal ogień w środku
lasu i myśl, że nikt cię nie znajdzie!
W
głąb mojej podświadomości wkradł się jeszcze jeden głos. Taki
bardziej upierdliwy, mówiący jak to wszystkich naraziłam i że
jestem nie odpowiedzialna. No jakbym nie wiedziała!
Dobra,
było minęło, tak? - Z
taką optymistyczną myślą delikatnie uchyliłam powieki i
natychmiast znów je zamknęłam. Nie chciałam wracać do
rzeczywistości, wolałam zostać w moim wyimaginowanym świecie w
którym tylko ja mam do siebie żal. Wiedziałam, że zaraz po
obudzeniu dostanę opierdal stulecia, a szczerze powiedziawszy - ani
trochę nie miałam na to ochoty.
Delikatnie
uchyliłam jedną powiekę i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Otaczały mnie szare ściany, na przeciwległej ścianie od łóżka
telewizor, który od trzech tygodni nie został włączony ani razu.
Pod ścianą po lewo, ogromne lustro na które spojrzałam tylko
przelotnie, bojąc się zobaczyć swoje ( z pewnością zmasakrowane
) odbicie. Odetchnęłam z ulgą. Byłam w swoim pokoju. Co
ważniejsze sama.
Powoli
odsunęłam od siebie kołdrę i zsunęłam nogi na ziemię, tym
samym siadając na łóżku. Rozmasowałam dłonią bolący kark i
chwiejnie stanęłam na nogi, starając się złapać równowagę.
Nie wiem ile czasu byłam nieprzytomna ale od tego teraz strasznie
kręciło mi się w głowie.
Powoli
podeszłam do szafy i leciutko uchyliłam drzwi, nie chcąc paść na
zawał chwilę po tym jak się obudziłam. Wyciągnęłam na chybił
trafił jakieś ciuchy, którymi okazały się białe spodnie rurki i
beżowy sweter wciągany przez głowę. Pogrzebałam jeszcze trochę
i wyjęłam brązowe, prawie sięgające kolan, wiązane kozaki na
płaskiej podeszwie. Stwierdziłam, że bywało gorzej i zatrzasnęłam
drzwiczki tym samym przytrzaskując sobie rękę. Zaklęłam po
starogrecku i delikatnie rozmasowałam szybko puchnącą dłoń. Na
myśl nasunęły mi się słowa które zapewne wypowiedział by Chris
gdyby zobaczył mnie w tej sytuacji:
-
Brawo Valent, nie zabiły cię morskie stworzenia ani masakrator z
nożem i krasnoludkiem, a zraniłaś się szafką.
W
tej sytuacji w pełni bym się z nim zgodziła, ale choć wiem, że
jestem niezdarą to nie lubię gdy mi się to wypomina. Położyłam
ubrania na łóżku i wyjęłam z podręcznej apteczki bandaż.
Postanowiłam później udać się do szpitala, teraz miałam na
głowie ważniejsze rzeczy. Takie jak np. śniadanie. Chwyciłam
ciuchy i starając się nikogo nie obudzić ( jeśli jeszcze spali -
a nie wiedziałam która jest godzina, ponieważ nie posiadam zegarka
) ruszyłam do łazienki. Gdy już się odświeżyłam i ubrałam od
razu poczułam się lepiej. Postanowiłam zostawić rozpuszczone
włosy i podwinęłam rękawy swetra. Będąc już z powrotem w
pokoju, wrzuciłam stare ubrania do kosza na brudy, który tak
nawiasem mówiąc prosił się o porządne pranie.
Nagle
straszliwie zaburczało mi w brzuchu. Potrzebowałam śniadania.
Uchyliłam
drzwi pokoju i rozejrzałam się po korytarzu. Czysto. Nadal nie
mając ochoty z nikim rozmawiać, starałam poruszać się jak
najciszej. Mijając jadalnie, zakradłam się do kuchni i otworzyłam
lodówkę. Odszukałam płatki, mleko i odwróciłam się by odłożyć
produkty na blat. Pisnęłam i rozsypałam płatki.
-
Idioto! Wystraszyłeś mnie! - warknęłam i walnęłam go w głowę
prawie pustym opakowaniem po płatkach kukurydzianych.
-
Sorry no, nie poznałem cię. - powiedział i wytrzepał z włosów
płatki.
- A
to niby z jakiego powodu? - spytałam zakładając ręce na piersi.
- A
niby z takiego, że nareszcie wyglądasz jak dziewczyna... -
przedrzeźniał mnie, a po chwili przepchnął się do lodówki.
Mimo,
że był już prawie grudzień, nadal miał na sobie podkoszulek na
ramiączkach i dresy - czyli zestaw z którego dziś zrezygnowałam.
Miałam dziś na sobie nowe spodnie, sweter i nowe buty. Ale
naszyjnik jak zawsze ten sam. Tak wiem, odkąd w urodziny pierwszy
raz go założyłam, przynosił mi wyłącznie pecha. Mimo wszystko
nadal miałam nadzieję, że kiedyś los się do mnie uśmiechnie i
naszyjnik przyniesie mi szczęście. Puki co czekał schowany pod
moim swetrem i czekał na swój moment, który mógł nigdy nie
nadejść, ale nosząc go czułam się bezpieczniej. Z resztą, był
to jedyny prezent z którego na prawdę się ucieszyłam. Cała
reszta to jakieś bibeloty bądź ubrania kupione na szybko.
Zanotować.
Jeśli następnym razem spotkasz za sklepem grupkę herosów to
nigdy, ale to nigdy nie pozwól im wyprawić sobie urodzin! - z
pewnością będę miała jeszcze wiele okazji aby zastosować się
do tej jakże inteligentnej rady.
-
Żyjesz? - spytał Chris, machając mi kiełbasą przed twarzą.
- Co?
A tak, chyba tak. - mruknęłam odkładając mleko na stolik i
schylając się do szafki po miskę - Jestem dzisiaj jakaś
nieobecna. - ciągnęłam, zalewając płatki mlekiem.
-
Trudno się dziwić, skoro byłaś pod narkozą dobre cztery dni. -
wzruszył ramionami, krojąc i doprawiając mięso.
-
Przepraszam: Ile?! - Nieomal wypuściłam z rąk miskę którą
właśnie miałam zamiar włożyć do mikrofalówki.
- C Z
T E R Y. Ale nie martw się, liczby są tylko dla tych co umieją
liczyć. - Uśmiechnął się.
-
Wiem ile to jest cztery. - Postukałam się w głowę palcem,
pokazując tym samym, że mam go za idiotę. - Ale czemu, aż tyle?
-
Ostrze było zatrute.
- No
tak, to wszystko wyjaśnia. - warknęłam nastawiając mikrofalówkę
na czterdzieści cztery sekundy, żeby pokazać mu kto tu jest górą.
Ale on tylko uśmiechnął się szerzej i dalej robił sobie
śniadanie. - A co z Ashley? - spytałam próbując ukryć drżenie
głosu.
Zapikała
mikrofalówka, więc wyjęłam z niej miskę i usiadłam przy
stoliku, świdrując Chrisa wzrokiem.
-
Eee... wszystko okey. - powiedział, odwracając wzrok.
- Tak
myślałam. - westchnęłam i wreszcie zabrałam się za jedzenie
mojego prawie już zimnego śniadania.
Nagle
do kuchni wpadła Diana, cała w skowronkach.
- O
kochana tu jesteś! - Podleciała do mnie i chyba próbowała udusić.
-
Po...wei.. wietrza!
- Oh
przepraszam. - Odsunęła się, ale już po chwili przyjęła dumną
postawę. - Ale to ty powinnaś mnie przepraszać moja droga! To nie
ja plądruję szafki i uciekam na drugi koniec świata!
Popatrzyła
na mnie, wyraźnie okazując, że czeka na przeprosiny.
-
Przeproś.
Cholerna
czaromowa! Wsadziłam sobie łyżkę płatków do ust aby nie musieć
jej przepraszać. Nie była moją matką, nie mogła ode mnie
oczekiwać, że będę ją traktować jak wyżej wymienioną.
-
Savi. - Dziewczyna zaczęła tupać nogą.
-
Prwgeroszaom. - powiedziałam, nadal mając płatki w ustach. Mleko
pociekło mi po brodzie.
Westchnęła.
- No
może być. - Skierowała się w stronę drzwi. - A! Prawie
zapomniałam! Dziś wieczorem we trójkę oglądamy film! Taka
integracja.
I
wyszła, nawet nie pytając nas o zdanie.
Podeszłam
do zlewu i wyplułam resztkę płatków. Odkręciłam kurek z ciepłą
wodą i umyłam sobie twarz. Oparłam się o brzeg blatu i założyłam
ręce na piersi. Chris zaczął się krztusić, ze śmiechu.
- Oh
zamknij się. - westchnęłam.
-
Rada na przyszłość: Najpierw zjedz, potem mów. - Złapał się za
brzuch i dalej się śmiał. Pokazałam mu język i wyszłam z
kuchni, słysząc jego śmiech nawet w salonie, dwa pokoje dalej.
Arc
śmiał się dobre półgodziny i nie mogąc już go słuchać,
zamknęłam się u siebie w pokoju. Wzięłam z półki MP4 i
włączyłam muzykę na maxa. Rzuciłam się na łóżko i pogrążyłam
w myślach. Nagle piosenka się skończyła i usłyszałam ciche
skrzypnięcie podłogi. Wiedziałam, że w moim pokoju podłoga
skrzypi tylko koło drzwi. A to oznacza, że ktoś tu musiał wejść...
Zerwałam
się z łóżka i natychmiast zostałam na nie pchnięta z powrotem.
Podobnie jak cztery dni temu, na Hawajach, chłopak zakrył mi usta
dłonią. Teraz również było ciemno, bo nie zapalałam światła.
Muzyka grała zbyt głośno, żeby ktokolwiek mnie usłyszał. Zdaje
się, że oboje o tym wiedzieliśmy.
-
Mamy nie dokończone porachunki. - powiedział, uśmiechając się
sadystycznie. - Nie martw się, nie zabiję cię. Nie dzisiaj.
Jeszcze jesteś mi potrzebna.
Spróbowałam
się wyrwać, licząc na to, że może się tego nie spodziewał i
mnie puści.
- Nic
z tego kochanie. - zaśmiał się - Jutro pójdziesz do Ashley i
zmusisz ja do mówienia. Chcę sprawdzić ile ci powie. Pamiętaj,
żadnych sztuczek. W tej grze to ja pociągam za wszystkie sznurki.
Jeden nie poprawny ruch i ... - przejechał palcem wolnej ręki po
szyi. A potem mnie puścił i zniknął tak szybko jak przyszedł.
Najbardziej w tej sytuacji rozbawiło mnie to, że ten człowiek
potrzebował jedynie kilku krótkich minut aby narobić tyle
zamieszania w moim i tak nie najłatwiejszym życiu.
Bałam
się, tak strasznie się bałam. Ashley co prawda nie była wobec
mnie najuczciwsza ale nadal była moją przyjaciółką. Teraz już
wiedziałam, że za wszystkim stoi Col. To była jego wina.
Nie
wiem ile czasu siedziałam na łóżku i rozmyślałam, ale pewnie
dość długo, ponieważ nagle zapukał do mnie Chris mówiąc żebym
zeszła na dół na film. Z tego co wiem, mieliśmy go oglądać
wieczorem. A śniadanie jadłam rano. Co się ze mną ostatnio
działo?!
-
Zaraz zejdę. - powiedziałam, a chłopak wyszedł. Przejechałam
rękami po twarzy i luźno związałam włosy w koka. Wcale nie
miałam ochoty oglądać tego filmu, miałam ważniejsze sprawy na
głowie. Ale może, właśnie taka chwila relaksu byłą mi
potrzebna?
Wzięłam
koc, wyszłam z pokoju i udałam się do naszego małego podziemnego
kina. Po drodze przeszłam przez kuchnię i porwałam paczkę
popcornu. W sali kinowej było już ciemno bo Diana włączyła film
i zgasiła światła. Usiadłam gdzieś z tyłu i okryłam się
kocem. Wpatrzyłam się w powoli jaśniejący ekran i pogrążyłam
się w myślach.
Nagle
ktoś zaszedł mnie od tyłu i złapał za ramiona. Pisnęłam i
upuściłam popcorn który rozsypał się po podłodze. Chris zaśmiał
się, przeskoczył przez siedzenie i usiadł koło mnie. Podniósł
resztki mojego niedoszłego posiłku i nieomal krztusił się ze
śmiechu. Przypomniała mi się sytuacja z rana.
- Nie
rób tak. - powiedziałam śmiertelnie poważnie i ponownie
odwróciłam się w stronę ekranu.
Nie
miałam humoru ma takie żarty. Uśmiech zszedł mu z twarzy.
- Co
się stało? - Zatrzymał rękę z popcornem w połowie drogi do ust.
-
Nic.
- Co
się stało? - Ponowił pytanie.
-
Mówię, że nic. - Żachnęłam się.
- No
przecież widzę. - powiedział - Nie może być aż tak źle. To na
pewno problem typu "Chomik mi zdechł". - Próbował
rozluźnić sytuację.
- Nie
mam chomika.
- Bo
zdechł.
- Nie
zdechł mi chomik! - Zbulwersowałam się.
- To
powiesz mi co Ci jest, czy nie?
- A
zaczniesz zachowywać się poważnie? - zapytałam.
-
Zacznę. - powiedział z ręką na sercu.
Wywróciłam
oczami.
- I
nikomu nie powiesz?
-
Nie. To powiesz mi wreszcie czy nie?
-
Chwilę zanim przyszedłeś do mojego pokoju... - głos mi się
załamał, ale wzięłam się w garść - Ktoś był u mnie...
-
Kto? - spytał.
Posłałam
mu spojrzenie mówiące: A czy to istotne?!
-
Sorry, mów dalej.
- ...
No i ten Ktoś... Szantażował mnie.
- W
jaki sposób? - Zmarszczył brwi.
-
Powiedział, że w tej grze to on pociąga za wszystkie sznurki i
jeśli nie wyciągnę z pewnej osoby potrzebnych informacji to... -
Przejechałam palcem po szyi, tak jak wcześniej zrobił to Col.
Poczułam
w gardle rosnącą gulę, a obraz mi się zamazał. Zamrugałam
szybko i odwróciłam się.
- Nie
wiem co mam Ci powiedzieć. - powiedział bardziej do siebie niż do
mnie. Myślami był gdzie indziej.
- Nie
ty jeden.
- Kto
jeszcze o tym wie? - zapytał tak gwałtownie, że aż podskoczyłam na
fotelu.
-
Uspokój się. Nikomu oprócz ciebie nie mówiłam. - Szczelniej
owinęłam się kocem.
- O
czym? - spytała tajemniczym tonem Diana która nagle pojawiła się
za nami.
Czy
wszyscy musieli mnie dzisiaj straszyć?
- O
niczym. - powiedzieliśmy jednocześnie.
-
Jaaaasneee... - powiedziała.
Nie
wierzyła.
- Ale
tak serio: To o czym gruchacie gołąbeczki?
Spiorunowałam
ją wzrokiem, a kątem oka zobaczyłam, że Chris robi to samo.
- O
czym właściwie jest ten film? - spytałam, zmieniając temat.
- Nie
wiesz bo cały przegadałaś.
-
Serio? - Gadałam tyle czasu?
-
Nie. Dopiero się zaczyna. - zaśmiała się. - Nie wiem jak wy ale
ja idę usiąść bliżej.
- Tu
jest okey. - powiedziałam.
- A
ty? - Diana spytała Chrisa, który od jakiegoś czasu siedział bez
słowa i tępo się we mnie wpatrywał.
- Ja
też zostanę.
- Jak
chcecie. - powiedziała i w podskokach zbiegła po schodkach pomiędzy
rzędami foteli.
- Nie
rozumiem tego człowieka. - powiedziałam w przestrzeń. - To co?
Jakieś pomysły? - zwróciłam się do Chrisa.
-
Nie. - pokręcił głową.
- No
to jesteśmy w dupie. - westchnęłam.
* No
heeeej :) powracam, mam nadzieję - w wielkim stylu. Rozdział
dłuuuugi, chyba najdłuższy z tych, które dotychczas napisałam.
Mi osobiście bardzo się podoba i mam nadzieję, że wam też.
Jest
to już rozdział 10, tak się cieszę :D !!!
Ale
tak z innej beczki ( jeśli ktoś wgl czyta te moje przypisy pod
rozdziałami ) to po ostatniej notce, zrobiło mi się ciut głupio -
był tylko jeden komentarz :C . Dlatego rozdział ten dedykuję
właśnie Zaczarowanej Aleks <3 za motywację, o której inni
zapomnieli. :)
Co do
opowiadania - nic wam nie powiem, tajemnica ;)
Cudowny rozdział. Tak pięknie piszesz, że podczas czytania można się poczuć jakby było się w tym miejscu. Śmieszne to wyglądało że ją co jakiś cas ktoś straszył. Pozdrawiam i zapraszam do mojego bloga http://przekletydwor.blogspot.com/. Będzie mi miło jak skomentujesz mój blog czy cości się w nim podoba lub czy coś w nim poprawić.
OdpowiedzUsuńDziękuję :) To wiele dla mnie znaczy, że rozdział Ci się podobał, na prawdę :* Z pewnością zajrzę na twojego bloga i oczywiście skomentuje, ale już niestety nie dzisiaj :/ Jutro postaram się wejść :)
UsuńŚwietne, pisz dalej bo nie wiem co zrobie jak przestaniesz ;/
OdpowiedzUsuńA rodział boski jak zawsze ;) Kiedy następny?
-Ann
dziś :) już dodałam ;*
UsuńCzytam =komentuje
OdpowiedzUsuńTylko nie mam weny na komentowanie bardzo rozwinięta wypowiedz: fajne
Pozdrawiam życzę weny
LA.