Piosenki

sobota, 14 czerwca 2014

X - Chwila relaksu?



         



          Pierwsza myśl? Umarłam.
Nie no chyba jednak nie, bo wszystko boli jak cholera, ale chyba najbardziej brzuch. Tylko dlaczego?...
Głupia idiotka! Głupia, głupia głupia! - skarciłam się w myślach - Nazywaj się Savi Valent, rozpal ogień w środku lasu i myśl, że nikt cię nie znajdzie!
W głąb mojej podświadomości wkradł się jeszcze jeden głos. Taki bardziej upierdliwy, mówiący jak to wszystkich naraziłam i że jestem nie odpowiedzialna. No jakbym nie wiedziała!
          Dobra, było minęło, tak? - Z taką optymistyczną myślą delikatnie uchyliłam powieki i natychmiast znów je zamknęłam. Nie chciałam wracać do rzeczywistości, wolałam zostać w moim wyimaginowanym świecie w którym tylko ja mam do siebie żal. Wiedziałam, że zaraz po obudzeniu dostanę opierdal stulecia, a szczerze powiedziawszy - ani trochę nie miałam na to ochoty.
          Delikatnie uchyliłam jedną powiekę i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Otaczały mnie szare ściany, na przeciwległej ścianie od łóżka telewizor, który od trzech tygodni nie został włączony ani razu. Pod ścianą po lewo, ogromne lustro na które spojrzałam tylko przelotnie, bojąc się zobaczyć swoje ( z pewnością zmasakrowane ) odbicie. Odetchnęłam z ulgą. Byłam w swoim pokoju. Co ważniejsze sama.
Powoli odsunęłam od siebie kołdrę i zsunęłam nogi na ziemię, tym samym siadając na łóżku. Rozmasowałam dłonią bolący kark i chwiejnie stanęłam na nogi, starając się złapać równowagę. Nie wiem ile czasu byłam nieprzytomna ale od tego teraz strasznie kręciło mi się w głowie.
  Powoli podeszłam do szafy i leciutko uchyliłam drzwi, nie chcąc paść na zawał chwilę po tym jak się obudziłam. Wyciągnęłam na chybił trafił jakieś ciuchy, którymi okazały się białe spodnie rurki i beżowy sweter wciągany przez głowę. Pogrzebałam jeszcze trochę i wyjęłam brązowe, prawie sięgające kolan, wiązane kozaki na płaskiej podeszwie. Stwierdziłam, że bywało gorzej i zatrzasnęłam drzwiczki tym samym przytrzaskując sobie rękę. Zaklęłam po starogrecku i delikatnie rozmasowałam szybko puchnącą dłoń. Na myśl nasunęły mi się słowa które zapewne wypowiedział by Chris gdyby zobaczył mnie w tej sytuacji:
- Brawo Valent, nie zabiły cię morskie stworzenia ani masakrator z nożem i krasnoludkiem, a zraniłaś się szafką.
  W tej sytuacji w pełni bym się z nim zgodziła, ale choć wiem, że jestem niezdarą to nie lubię gdy mi się to wypomina. Położyłam ubrania na łóżku i wyjęłam z podręcznej apteczki bandaż. Postanowiłam później udać się do szpitala, teraz miałam na głowie ważniejsze rzeczy. Takie jak np. śniadanie. Chwyciłam ciuchy i starając się nikogo nie obudzić ( jeśli jeszcze spali - a nie wiedziałam która jest godzina, ponieważ nie posiadam zegarka ) ruszyłam do łazienki. Gdy już się odświeżyłam i ubrałam od razu poczułam się lepiej. Postanowiłam zostawić rozpuszczone włosy i podwinęłam rękawy swetra. Będąc już z powrotem w pokoju, wrzuciłam stare ubrania do kosza na brudy, który tak nawiasem mówiąc prosił się o porządne pranie.
Nagle straszliwie zaburczało mi w brzuchu. Potrzebowałam śniadania.
          Uchyliłam drzwi pokoju i rozejrzałam się po korytarzu. Czysto. Nadal nie mając ochoty z nikim rozmawiać, starałam poruszać się jak najciszej. Mijając jadalnie, zakradłam się do kuchni i otworzyłam lodówkę. Odszukałam płatki, mleko i odwróciłam się by odłożyć produkty na blat. Pisnęłam i rozsypałam płatki.
- Idioto! Wystraszyłeś mnie! - warknęłam i walnęłam go w głowę prawie pustym opakowaniem po płatkach kukurydzianych.
- Sorry no, nie poznałem cię. - powiedział i wytrzepał z włosów płatki.
- A to niby z jakiego powodu? - spytałam zakładając ręce na piersi.
- A niby z takiego, że nareszcie wyglądasz jak dziewczyna... - przedrzeźniał mnie, a po chwili przepchnął się do lodówki.
          Mimo, że był już prawie grudzień, nadal miał na sobie podkoszulek na ramiączkach i dresy - czyli zestaw z którego dziś zrezygnowałam. Miałam dziś na sobie nowe spodnie, sweter i nowe buty. Ale naszyjnik jak zawsze ten sam. Tak wiem, odkąd w urodziny pierwszy raz go założyłam, przynosił mi wyłącznie pecha. Mimo wszystko nadal miałam nadzieję, że kiedyś los się do mnie uśmiechnie i naszyjnik przyniesie mi szczęście. Puki co czekał schowany pod moim swetrem i czekał na swój moment, który mógł nigdy nie nadejść, ale nosząc go czułam się bezpieczniej. Z resztą, był to jedyny prezent z którego na prawdę się ucieszyłam. Cała reszta to jakieś bibeloty bądź ubrania kupione na szybko.  
Zanotować. Jeśli następnym razem spotkasz za sklepem grupkę herosów to nigdy, ale to nigdy nie pozwól im wyprawić sobie urodzin! - z pewnością będę miała jeszcze wiele okazji aby zastosować się do tej jakże inteligentnej rady.
- Żyjesz? - spytał Chris, machając mi kiełbasą przed twarzą.
- Co? A tak, chyba tak. - mruknęłam odkładając mleko na stolik i schylając się do szafki po miskę - Jestem dzisiaj jakaś nieobecna. - ciągnęłam, zalewając płatki mlekiem.
- Trudno się dziwić, skoro byłaś pod narkozą dobre cztery dni. - wzruszył ramionami, krojąc i doprawiając mięso.
- Przepraszam: Ile?! - Nieomal wypuściłam z rąk miskę którą właśnie miałam zamiar włożyć do mikrofalówki.
- C Z T E R Y. Ale nie martw się, liczby są tylko dla tych co umieją liczyć. - Uśmiechnął się.
- Wiem ile to jest cztery. - Postukałam się w głowę palcem, pokazując tym samym, że mam go za idiotę. - Ale czemu, aż tyle?
- Ostrze było zatrute.
- No tak, to wszystko wyjaśnia. - warknęłam nastawiając mikrofalówkę na czterdzieści cztery sekundy, żeby pokazać mu kto tu jest górą. Ale on tylko uśmiechnął się szerzej i dalej robił sobie śniadanie. - A co z Ashley? - spytałam próbując ukryć drżenie głosu.
Zapikała mikrofalówka, więc wyjęłam z niej miskę i usiadłam przy stoliku, świdrując Chrisa wzrokiem.
- Eee... wszystko okey. - powiedział, odwracając wzrok.
- Tak myślałam. - westchnęłam i wreszcie zabrałam się za jedzenie mojego prawie już zimnego śniadania.
Nagle do kuchni wpadła Diana, cała w skowronkach.
- O kochana tu jesteś! - Podleciała do mnie i chyba próbowała udusić.
- Po...wei.. wietrza!
- Oh przepraszam. - Odsunęła się, ale już po chwili przyjęła dumną postawę. - Ale to ty powinnaś mnie przepraszać moja droga! To nie ja plądruję szafki i uciekam na drugi koniec świata!
Popatrzyła na mnie, wyraźnie okazując, że czeka na przeprosiny.
- Przeproś.
Cholerna czaromowa! Wsadziłam sobie łyżkę płatków do ust aby nie musieć jej przepraszać. Nie była moją matką, nie mogła ode mnie oczekiwać, że będę ją traktować jak wyżej wymienioną.
- Savi. - Dziewczyna zaczęła tupać nogą.
- Prwgeroszaom. - powiedziałam, nadal mając płatki w ustach. Mleko pociekło mi po brodzie.
Westchnęła.
- No może być. - Skierowała się w stronę drzwi. - A! Prawie zapomniałam! Dziś wieczorem we trójkę oglądamy film! Taka integracja.
I wyszła, nawet nie pytając nas o zdanie.
Podeszłam do zlewu i wyplułam resztkę płatków. Odkręciłam kurek z ciepłą wodą i umyłam sobie twarz. Oparłam się o brzeg blatu i założyłam ręce na piersi. Chris zaczął się krztusić, ze śmiechu.
- Oh zamknij się. - westchnęłam.
- Rada na przyszłość: Najpierw zjedz, potem mów. - Złapał się za brzuch i dalej się śmiał. Pokazałam mu język i wyszłam z kuchni, słysząc jego śmiech nawet w salonie, dwa pokoje dalej.


          Arc śmiał się dobre półgodziny i nie mogąc już go słuchać, zamknęłam się u siebie w pokoju. Wzięłam z półki MP4 i włączyłam muzykę na maxa. Rzuciłam się na łóżko i pogrążyłam w myślach. Nagle piosenka się skończyła i usłyszałam ciche skrzypnięcie podłogi. Wiedziałam, że w moim pokoju podłoga skrzypi tylko koło drzwi. A to oznacza, że ktoś tu musiał wejść...
Zerwałam się z łóżka i natychmiast zostałam na nie pchnięta z powrotem. Podobnie jak cztery dni temu, na Hawajach, chłopak zakrył mi usta dłonią. Teraz również było ciemno, bo nie zapalałam światła. Muzyka grała zbyt głośno, żeby ktokolwiek mnie usłyszał. Zdaje się, że oboje o tym wiedzieliśmy.
- Mamy nie dokończone porachunki. - powiedział, uśmiechając się sadystycznie. - Nie martw się, nie zabiję cię. Nie dzisiaj. Jeszcze jesteś mi potrzebna.
Spróbowałam się wyrwać, licząc na to, że może się tego nie spodziewał i mnie puści.
- Nic z tego kochanie. - zaśmiał się - Jutro pójdziesz do Ashley i zmusisz ja do mówienia. Chcę sprawdzić ile ci powie. Pamiętaj, żadnych sztuczek. W tej grze to ja pociągam za wszystkie sznurki. Jeden nie poprawny ruch i ... - przejechał palcem wolnej ręki po szyi. A potem mnie puścił i zniknął tak szybko jak przyszedł. Najbardziej w tej sytuacji rozbawiło mnie to, że ten człowiek potrzebował jedynie kilku krótkich minut aby narobić tyle zamieszania w moim i tak nie najłatwiejszym życiu.
      Bałam się, tak strasznie się bałam. Ashley co prawda nie była wobec mnie najuczciwsza ale nadal była moją przyjaciółką. Teraz już wiedziałam, że za wszystkim stoi Col. To była jego wina.

   Nie wiem ile czasu siedziałam na łóżku i rozmyślałam, ale pewnie dość długo, ponieważ nagle zapukał do mnie Chris mówiąc żebym zeszła na dół na film. Z tego co wiem, mieliśmy go oglądać wieczorem. A śniadanie jadłam rano. Co się ze mną ostatnio działo?!
- Zaraz zejdę. - powiedziałam, a chłopak wyszedł. Przejechałam rękami po twarzy i luźno związałam włosy w koka. Wcale nie miałam ochoty oglądać tego filmu, miałam ważniejsze sprawy na głowie. Ale może, właśnie taka chwila relaksu byłą mi potrzebna?
Wzięłam koc, wyszłam z pokoju i udałam się do naszego małego podziemnego kina. Po drodze przeszłam przez kuchnię i porwałam paczkę popcornu. W sali kinowej było już ciemno bo Diana włączyła film i zgasiła światła. Usiadłam gdzieś z tyłu i okryłam się kocem. Wpatrzyłam się w powoli jaśniejący ekran i pogrążyłam się w myślach.
    Nagle ktoś zaszedł mnie od tyłu i złapał za ramiona. Pisnęłam i upuściłam popcorn który rozsypał się po podłodze. Chris zaśmiał się, przeskoczył przez siedzenie i usiadł koło mnie. Podniósł resztki mojego niedoszłego posiłku i nieomal krztusił się ze śmiechu. Przypomniała mi się sytuacja z rana.
- Nie rób tak. - powiedziałam śmiertelnie poważnie i ponownie odwróciłam się w stronę ekranu.
Nie miałam humoru ma takie żarty. Uśmiech zszedł mu z twarzy.
- Co się stało? - Zatrzymał rękę z popcornem w połowie drogi do ust.
- Nic.
- Co się stało? - Ponowił pytanie.
- Mówię, że nic. - Żachnęłam się.
- No przecież widzę. - powiedział - Nie może być aż tak źle. To na pewno problem typu "Chomik mi zdechł". - Próbował rozluźnić sytuację.
- Nie mam chomika.
- Bo zdechł.
- Nie zdechł mi chomik! - Zbulwersowałam się.
- To powiesz mi co Ci jest, czy nie?
- A zaczniesz zachowywać się poważnie? - zapytałam.
- Zacznę. - powiedział z ręką na sercu. 
Wywróciłam oczami.
- I nikomu nie powiesz?
- Nie. To powiesz mi wreszcie czy nie?
- Chwilę zanim przyszedłeś do mojego pokoju... - głos mi się załamał, ale wzięłam się w garść - Ktoś był u mnie...
- Kto? - spytał. 
Posłałam mu spojrzenie mówiące:  A czy to istotne?!
- Sorry, mów dalej.
- ... No i ten Ktoś... Szantażował mnie. 
- W jaki sposób? - Zmarszczył brwi.
- Powiedział, że w tej grze to on pociąga za wszystkie sznurki i jeśli nie wyciągnę z pewnej osoby potrzebnych informacji to... - Przejechałam palcem po szyi, tak jak wcześniej zrobił to Col.
Poczułam w gardle rosnącą gulę, a obraz mi się zamazał. Zamrugałam szybko i odwróciłam się.
- Nie wiem co mam Ci powiedzieć. - powiedział bardziej do siebie niż do mnie. Myślami był gdzie indziej.
- Nie ty jeden.
- Kto jeszcze o tym wie? - zapytał tak gwałtownie, że aż podskoczyłam na fotelu.
- Uspokój się. Nikomu oprócz ciebie nie mówiłam. - Szczelniej owinęłam się kocem.
- O czym? - spytała tajemniczym tonem Diana która nagle pojawiła się za nami.
Czy wszyscy musieli mnie dzisiaj straszyć?
- O niczym. - powiedzieliśmy jednocześnie.
- Jaaaasneee... - powiedziała.
Nie wierzyła.
- Ale tak serio: To o czym gruchacie gołąbeczki?
Spiorunowałam ją wzrokiem, a kątem oka zobaczyłam, że Chris robi to samo.
- O czym właściwie jest ten film? - spytałam, zmieniając temat.
- Nie wiesz bo cały przegadałaś.
- Serio? - Gadałam tyle czasu? 
- Nie. Dopiero się zaczyna. - zaśmiała się. - Nie wiem jak wy ale ja idę usiąść bliżej.
- Tu jest okey. - powiedziałam.
- A ty? - Diana spytała Chrisa, który od jakiegoś czasu siedział bez słowa i tępo się we mnie wpatrywał.
- Ja też zostanę.
- Jak chcecie. - powiedziała i w podskokach zbiegła po schodkach pomiędzy rzędami foteli.
- Nie rozumiem tego człowieka. - powiedziałam w przestrzeń. - To co? Jakieś pomysły? - zwróciłam się do Chrisa.
- Nie. - pokręcił głową.
- No to jesteśmy w dupie. - westchnęłam.



* No heeeej :) powracam, mam nadzieję - w wielkim stylu. Rozdział dłuuuugi, chyba najdłuższy z tych, które dotychczas napisałam. Mi osobiście bardzo się podoba i mam nadzieję, że wam też. 
Jest to już rozdział 10, tak się cieszę :D !!! 
Ale tak z innej beczki ( jeśli ktoś wgl czyta te moje przypisy pod rozdziałami ) to po ostatniej notce, zrobiło mi się ciut głupio - był tylko jeden komentarz :C . Dlatego rozdział ten dedykuję właśnie Zaczarowanej Aleks <3 za motywację, o której inni zapomnieli. :)

Co do opowiadania - nic wam nie powiem, tajemnica ;)





5 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział. Tak pięknie piszesz, że podczas czytania można się poczuć jakby było się w tym miejscu. Śmieszne to wyglądało że ją co jakiś cas ktoś straszył. Pozdrawiam i zapraszam do mojego bloga http://przekletydwor.blogspot.com/. Będzie mi miło jak skomentujesz mój blog czy cości się w nim podoba lub czy coś w nim poprawić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) To wiele dla mnie znaczy, że rozdział Ci się podobał, na prawdę :* Z pewnością zajrzę na twojego bloga i oczywiście skomentuje, ale już niestety nie dzisiaj :/ Jutro postaram się wejść :)

      Usuń
  2. Świetne, pisz dalej bo nie wiem co zrobie jak przestaniesz ;/
    A rodział boski jak zawsze ;) Kiedy następny?
    -Ann

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam =komentuje
    Tylko nie mam weny na komentowanie bardzo rozwinięta wypowiedz: fajne
    Pozdrawiam życzę weny
    LA.

    OdpowiedzUsuń

* Nie pisz "fajny rozdział", bo wtedy wiem że go nie czytałeś.
* Możesz zareklamować się pod swoją opinią o rozdziale, nie dodawaj komentarzy typu "Spoko, zapraszam do siebie http://cośtam.cośtam.com/pl"
* Tylko szczere opinie.
* Kocham długie komentarze
* Wejdę w każdy podesłany link do bloga ;)
.